Scorpions - Lonesome Crow
Scorpions na myspace
Scorpions na myspace
Data wydania: 02.1972
Gatunek: Progressive/Hard Rock
Kraj: Niemcy
Tracklista:
1. I'm Going Mad - 4:53
2. It All Depends - 3:26
3. Leave Me - 5:04
4. In Search of the Peace of Mind - 4:59
5. Inheritance - 4:40
6. Action - 3:54
7. Lonesome Crow - 13:30
Skład:
Klaus Meine - wokal
Michael Schenker - gitara prowadząca
Rudolf Schenker - gitara rytmiczna
Lothar Heinburg - bas
Wolfgang Dziony - perkusja
Autor recenzji: Frodli
Każda legenda sceny kiedyś się zaczyna. Często debiutancka płyta nie stoi na takim poziomie, jak wylansowane później przeboje znane na całym świecie. Scorpions nie stali się od razu megagwiazdami. Co więcej, pierwszy krążek w niczym nie przypominał następnych płyt.
Od razu i na wstępie trzeba przyznać, że płyta w sporej części jest eklektyczna i odtwórcza. Niemal każdy kawałek można by przypisać ówczesnym tuzom brytyjskiej sceny rockowej. „I'm Going Mad” dostałoby się Led Zeppelin, “It All Depends” mogło równie dobrze zagrać Black Sabbath, „Leave Me” ma w sobie klimat Deep Purple, za to „In Search For A Peace of Mind” to już słodziutka ballada wyrwana jakby z „Led Zeppelin IV”. „Inheritance” zaczyna się transowo, ale rozwinięcie jest już ostrzejsze. Zaczynające się talerzami i basem „Action” nie zwiastuje tego, co ma nadejść już po 80 sekundach... Przejście z bluesowego brzdękania do solówki to po prostu mistrzostwo świata i przebłysk geniuszu młodych muzyków. Kilkanaście sekund zaostrzenia klimatu zdecydowanie wychodzi utworowi na plus. Kompozycja tytułowa rozpoczyna się tajemniczo, mrocznie i majestatycznie, niczym intro do jakiegoś thrillera. Fenomenalna praca gitary basowej, a także Klaus operujący głosem z niebywałym wyczuciem. Szkoda, że tak niewyraźnie śpiewa. Suita ma w sobie iście Sabbathowy klimat, co słychać głównie w solówkach. W każdym kawałku Michael miał szansę się wyszaleć, a tutaj dostał na to zebrane do kupy dobre 10 minut. Solówki gitarowe przeplatane są dźwiękami 'tła'- tajemniczymi piskami, 'krakaniem', co buduje nastrój grozy potęgowany wchodzącym w coraz wyższe rejestry Klausem.
Na debiutanckim albumie Scorpions głównym bohaterem bez wątpienia jest Michael Schenker. Nic dziwnego, że szybko został „podebrany” do brytyjskiego UFO (swoją drogą też legend ciężkiego grania). Na kolejną płytę przyszło czekać aż dwa lata, ponieważ składem miotały różne sytuacje osobiste (chociażby służba wojskowa). Z pierwszego składu ostali się tylko Rudolf i Klaus i to oni (plus dwóch wybitnych gitarzystów) przez następne cztery dekady mieli stanowić o sile zespołu.
Ocena: 8,5/10
Gatunek: Progressive/Hard Rock
Kraj: Niemcy
Tracklista:
1. I'm Going Mad - 4:53
2. It All Depends - 3:26
3. Leave Me - 5:04
4. In Search of the Peace of Mind - 4:59
5. Inheritance - 4:40
6. Action - 3:54
7. Lonesome Crow - 13:30
Skład:
Klaus Meine - wokal
Michael Schenker - gitara prowadząca
Rudolf Schenker - gitara rytmiczna
Lothar Heinburg - bas
Wolfgang Dziony - perkusja
Autor recenzji: Frodli
Każda legenda sceny kiedyś się zaczyna. Często debiutancka płyta nie stoi na takim poziomie, jak wylansowane później przeboje znane na całym świecie. Scorpions nie stali się od razu megagwiazdami. Co więcej, pierwszy krążek w niczym nie przypominał następnych płyt.
Od razu i na wstępie trzeba przyznać, że płyta w sporej części jest eklektyczna i odtwórcza. Niemal każdy kawałek można by przypisać ówczesnym tuzom brytyjskiej sceny rockowej. „I'm Going Mad” dostałoby się Led Zeppelin, “It All Depends” mogło równie dobrze zagrać Black Sabbath, „Leave Me” ma w sobie klimat Deep Purple, za to „In Search For A Peace of Mind” to już słodziutka ballada wyrwana jakby z „Led Zeppelin IV”. „Inheritance” zaczyna się transowo, ale rozwinięcie jest już ostrzejsze. Zaczynające się talerzami i basem „Action” nie zwiastuje tego, co ma nadejść już po 80 sekundach... Przejście z bluesowego brzdękania do solówki to po prostu mistrzostwo świata i przebłysk geniuszu młodych muzyków. Kilkanaście sekund zaostrzenia klimatu zdecydowanie wychodzi utworowi na plus. Kompozycja tytułowa rozpoczyna się tajemniczo, mrocznie i majestatycznie, niczym intro do jakiegoś thrillera. Fenomenalna praca gitary basowej, a także Klaus operujący głosem z niebywałym wyczuciem. Szkoda, że tak niewyraźnie śpiewa. Suita ma w sobie iście Sabbathowy klimat, co słychać głównie w solówkach. W każdym kawałku Michael miał szansę się wyszaleć, a tutaj dostał na to zebrane do kupy dobre 10 minut. Solówki gitarowe przeplatane są dźwiękami 'tła'- tajemniczymi piskami, 'krakaniem', co buduje nastrój grozy potęgowany wchodzącym w coraz wyższe rejestry Klausem.
Na debiutanckim albumie Scorpions głównym bohaterem bez wątpienia jest Michael Schenker. Nic dziwnego, że szybko został „podebrany” do brytyjskiego UFO (swoją drogą też legend ciężkiego grania). Na kolejną płytę przyszło czekać aż dwa lata, ponieważ składem miotały różne sytuacje osobiste (chociażby służba wojskowa). Z pierwszego składu ostali się tylko Rudolf i Klaus i to oni (plus dwóch wybitnych gitarzystów) przez następne cztery dekady mieli stanowić o sile zespołu.
Ocena: 8,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz