Krwawy Pan łaknie krwi!!!
Data
wydania: 1987
Gatunek: Thrash Metal
Kraj:
Polska
Tracklista:
1.
Ostatni Wojownik - 6:41
2. Miecz Beruda - 7:07
2. Miecz Beruda - 7:07
3.
Anioł Zła - 3:50
4.
Seans z Wampirem - 6:28
5.
Bogini Chaosu - 5:35
6.
Koń Trojański - 6:55
Skład:
Grzegorz
Kupczyk - wokal, klawisze
Andrzej
Łysów - gitara, bas
Wojciech
Hoffmann - gitara
Bogusz
Rutkiewicz - bas
Tomasz
Goehs - perkusja
Autor
recenzji: Frodli
W drugiej połowie lat 80. thrash metal
stał u szczytu popularności, wtedy też powstał termin Wielka Czwórka Thrash
Metalu. Także w Polsce zjawisko to nie przeszło bez echa, na samym Metal
Archives umieszczono około stu rodzimych zespołów thrashowych powstałych w
latach 1985-1990, a przecież są to tylko kapele, które wydały co najmniej
singiel lub demo. Także zespół Turbo, który właśnie wydał potężną „Kawalerię
Szatana” nie pozostał obojętny na zaistniałą sytuację (niestety podążanie za
modą to największy zarzut, jaki fani stawiają do dziś kapeli). W porównaniu ze
składem z poprzedniego albumu zaszła zmiana na pozycji perkusisty, w miejsce
Alana Sorsa przyszedł Tomasz Goehs).
Album otwiera kompozycja tytułowa i trzeba przyznać, że dla ludzi słyszących go pierwszy raz musiała być solidnym strzałem w pysk. Epicki wstęp trwa osiemdziesiąt sekund, a później następuje riffowe morderstwo, bo jak inaczej to opisać? Nowy perkusista świetnie zgrał się z zespołem, zagęszczanie gry na werblu świetnie współgra z przyspieszaniem gitar. Ofiarą zmiany stylu padł Bogusz, którego po zmianie stylu słychać zdecydowanie słabiej, niż na poprzednich płytach. Wracając do „Ostatniego Wojownika” to kawałek reprezentuje absolutnie światowy poziom, instrumentalnego środka nie powstydziłaby się żadna legenda thrashu. Także Grzegorz Kupczyk kapitalnie dostosował się do muzyki, jego głos jest ostry jak brzytwa. „Miecz Beruda” to najdłuższa kompozycja na krążku. Znów mamy rozbudowane intro przywodzące na myśl ballady Metalliki, ale po półtorej minuty wraca stare (nowe), dobre zabijające riffami i szybkością Turbo. Epicki tekst, koszące równo z ziemią solówki, jeszcze gęstsza perkusja. Po takim mocnym otwarciu żartobliwy „Anioł Zła” jest chwilą wytchnienia od rzeźni, chociaż po kakofonicznej pierwszej połowie panowie znów przygrzewają. Jednakże prawdziwy killer dopiero przed nami. Śmiało można napisać, że „Seans z wampirem” to jeden z najlepszych utworów w historii Turbo. Perkusja i riffy znów urywają czerep, a kultowy refren zarzyna niczym brzytwa szalonego fryzjera. Warto zwrócić uwagę na epicką część solówki (czy tylko ja słyszę tutaj „Alexander the Great”?). Mroczny wstęp i bas uderzający na modłę „Moonchild” Ironów (wydanego rok później!) rozpoczynają „Bogini Chaosu”, utwór wyposażony w najbardziej obszerny tekst spośród numerów na płycie. Ostatnia śpiewana kompozycja na płycie to po prostu ciąg dalszy demolki z kolejnym smaczkiem z zachodu (riff od 3:25). Nie mogło zabraknąć też instrumentala, tym razem jest to monumentalny „Koń Trojański”. Kolejna porcja gitarowego łojenia dla spragnionych riffów.
Turbo podążyło za modą i jeszcze tym razem „wyszło na ich”. Płyta odbiła się szerokim w echem w Europie dzięki pierwszej w historii zespołu angielskiej edycji. Zespół miał szansę zrobić w tym momencie światową karierę, niestety kapele z bloku wschodniego miały „pod górkę” między innymi ze względu na utrudnione wyjazdy na zachód na koncerty. Kolejna bardzo ważna dla polskiej sceny metalowej płyta opatrzona w dodatku epicką okładką.
Ocena: 9.5/10
Album otwiera kompozycja tytułowa i trzeba przyznać, że dla ludzi słyszących go pierwszy raz musiała być solidnym strzałem w pysk. Epicki wstęp trwa osiemdziesiąt sekund, a później następuje riffowe morderstwo, bo jak inaczej to opisać? Nowy perkusista świetnie zgrał się z zespołem, zagęszczanie gry na werblu świetnie współgra z przyspieszaniem gitar. Ofiarą zmiany stylu padł Bogusz, którego po zmianie stylu słychać zdecydowanie słabiej, niż na poprzednich płytach. Wracając do „Ostatniego Wojownika” to kawałek reprezentuje absolutnie światowy poziom, instrumentalnego środka nie powstydziłaby się żadna legenda thrashu. Także Grzegorz Kupczyk kapitalnie dostosował się do muzyki, jego głos jest ostry jak brzytwa. „Miecz Beruda” to najdłuższa kompozycja na krążku. Znów mamy rozbudowane intro przywodzące na myśl ballady Metalliki, ale po półtorej minuty wraca stare (nowe), dobre zabijające riffami i szybkością Turbo. Epicki tekst, koszące równo z ziemią solówki, jeszcze gęstsza perkusja. Po takim mocnym otwarciu żartobliwy „Anioł Zła” jest chwilą wytchnienia od rzeźni, chociaż po kakofonicznej pierwszej połowie panowie znów przygrzewają. Jednakże prawdziwy killer dopiero przed nami. Śmiało można napisać, że „Seans z wampirem” to jeden z najlepszych utworów w historii Turbo. Perkusja i riffy znów urywają czerep, a kultowy refren zarzyna niczym brzytwa szalonego fryzjera. Warto zwrócić uwagę na epicką część solówki (czy tylko ja słyszę tutaj „Alexander the Great”?). Mroczny wstęp i bas uderzający na modłę „Moonchild” Ironów (wydanego rok później!) rozpoczynają „Bogini Chaosu”, utwór wyposażony w najbardziej obszerny tekst spośród numerów na płycie. Ostatnia śpiewana kompozycja na płycie to po prostu ciąg dalszy demolki z kolejnym smaczkiem z zachodu (riff od 3:25). Nie mogło zabraknąć też instrumentala, tym razem jest to monumentalny „Koń Trojański”. Kolejna porcja gitarowego łojenia dla spragnionych riffów.
Turbo podążyło za modą i jeszcze tym razem „wyszło na ich”. Płyta odbiła się szerokim w echem w Europie dzięki pierwszej w historii zespołu angielskiej edycji. Zespół miał szansę zrobić w tym momencie światową karierę, niestety kapele z bloku wschodniego miały „pod górkę” między innymi ze względu na utrudnione wyjazdy na zachód na koncerty. Kolejna bardzo ważna dla polskiej sceny metalowej płyta opatrzona w dodatku epicką okładką.
Ocena: 9.5/10
Najlepszy album Turbo, bez zadnych watpliwosci.
OdpowiedzUsuńzgodzę się Vismundem i nie rozumiem a raczej niegdy nie rozumiałem fascynacji Kawalerią szatana a nie ostatnim wojownikiem. Jak już kiedyś wspomniałem na MC dla mnie kawaleria dzieli wielka przepaść z ostatnim wojownikiem który to dla mnie jest najlepsza płytą jak do tej pory Turbo i dodam ze zajebiscie się słucha tej płyty na analogu
OdpowiedzUsuńKawaleria ma lepszy wokal :P Na wojowniku brakuje tego pięknego głosu kupczyka. Ale tak album gigant i jak dla mnie przebija metallice mocą!
OdpowiedzUsuńChoć najbardziej lubię tożsamość TURBO
Jak dla mnie to Ostatni Wojownik strasznie zalatuje starą Metallicą, aczkolwiek to chyba na plus. Bardzo doceniam umiejętności wokalne Kupczyka, bo umie śpiewać zarówno po dickinsonowsku, thrashowym skrzekiem, jak i growlem i za każdym razem wypada świetnie.
OdpowiedzUsuńKawaleria Szatana jest jednym z moich ulubionych albumów Turbo, gdyż utwory mają w sobie duży ładunek poweru, ale zarazem są bardzo chwytliwe.