Star One - Victims of the Modern Age
Gatunek: progressive metal
Kraj: Holandia
Tracklista:
1. Down The Rabbit Hole - 1:20
2. Digital Rain - 6:23
3. Earth That Was - 6:08
4. Victim Of The Modern Age - 6:27
5. Human See, Human Do - 5:14
6. 24 Hours - 7:20
7. Cassandra Complex - 5:24
8. It’s Alive, She’s Alive, We’re Alive - 5:07
9. It All Ends Here - 9:46
Skład:
Sir Russell Allen - wokal
Damien Wilson - wokal
Floor Jansen - wokal
Dan Swanö - wokal
Arjen Anthony Lucassen - gitara, syntezatory, hammondy
Peter Vink - bas
Gary "Garyeon" Wehrkamp - gitara prowadząca
Joost van der Broek - klawisze
Ed Warby - perkusja
Autor recenzji: Frodli
Na przełomie lat 2009/2010 świat obiegł elektryzujący news, że Arjen Lucassen reaktywuje swój kultowy projekt Star One. Mało tego, w niemal niezmienionym składzie! Z czasem do sieci wrzucane były różne trailery i apetyt, jakżeby inaczej, rósł w miarę jedzenia. W końcu jednak nadszedł ten dzień, gdy „Victims of the Modern Age” ujrzało światło dzienne.
Przyznam szczerze, że na początku nie podeszła mi ta płyta i byłem nią zawiedziony. Jednakże z każdym kolejnym odsłuchem przekonywałem się do niej coraz bardziej i w końcu mogę powiedzieć: Mistrz Arjen znów stanął na wysokości zadania.
Intro „Down to the Rabbit Hole” nie da się od razu nie skojarzyć z „Alicją w Krainie Czarów”. Na dobrą sprawę ten sam zabieg, co na poprzedniej płycie- sekwencer w tle i ciepłe, emocjonalne klawisze. Niespełna półtorej minuty, płynne przejście, popisówka Eda i wjeżdża „Digital Rain”. Dan i Daniel w zwrotce, Russell i Floor w refrenie, Arjen na gitarze, Joost za parapetem i muzyczna uczta gotowa. Wokaliści wspaniale komponują się ze sobą na zasadzie kontrastów: głęboki wokal Dana, czysty Damiana oraz mocny Russella i Floor. Pojedynek na solówki nie pozostawia wiele do życzenia, a coda niszczy obiekty, gdy cała gromada zaczyna wchodzić sobie w słowo. Walcujący riff i potężne, złowieszcze klawisze znane z trailerów stanowią intro „Earth That Was”. Ponownie Damian z Danem czarują w zwrotkach, natomiast Russell i Floor w refrenie. Część instrumentalna zdaje mi się dość podobna do tej z „Fifth Extinction” z „01011001”. Następną kompozycję (można ją nazwać tytułową) otwierają orientalizmy, później natomiast do akcji wkracza sir Allen. W poruszającym refrenie produkuje się pozostała trójka, dodatkowo Dan dokłada w drugiej części swoje growle. Jest to kolejny kawałek kojarzący się z ostatnim długograjem Ayreon, tym razem nad całością unosi się fatalistyczna mgiełka „Sixth Extinction”. Całości dopełnia przejmująca coda w wykonaniu Russella. Intro będące samplem ze starego filmu rozpoczyna najbardziej przebojowy utwór na albumie, czyli „Human See, Human Do”. Floor demoluje tutaj w refrenie, zaś Arjen i Joost uwijają się jak w ukropie. Poza świetnymi solówkami ponownie pojawiają się growle. Niestety przychodzi nam pożegnać się na chwilę z energicznymi zagrywkami poprzedniczki, gdyż „24 Hours” to już kompozycja melancholijna i przygnębiająca. Gdzieś tak koło czwartej minuty znów znajoma melodia- czy nie taką linię melodyczną miały wokale w codzie wspomnianego wcześniej utworu „Fifth Extinction”? Drugim hiciorem do kolekcji jest „Cassanda Complex” wzbogacone o klawisze z... „Eyes of Time”? Russell i Floor zabijają w zwrotkach, natomiast Damian dobija w refrenie, gdzie dodatkowo sieje spustoszenie Joost akcentujący każdy wers krótkimi pasażami. W drugiej części kompozycja zwalnia i do akcji wkracza Dan, ale na końcu znów mamy teatr jednego aktora o inicjałach D.W. „It’s Alive, She’s Alive, We’re Alive” to niestety najsłabsza kompozycja na płycie, ponieważ linie melodyczne wokali są dość jednostajne. Można jednak pozachwycać się solówkami. Kompozycja zamykająca płytę została zapewne bardzo dobrze przemyślana, stąd jej tytuł „It All Ends Here”. Majestatyczny początek, srogie walcowanie, wysunięte do przodu bębny wybijające dołujący rytm, dialogi między postaciami... Niemalże kolejna „piosenka o końcu świata”. Całość nabiera jednak stopniowo tempa i już wejście Damiana zagrane jest na zupełnie inną nutę. Pink floydowa gitara prowadzi natomiast do totalnie killerskiego finiszu porównywalnego jedynie z codą „Eye of Ra” z pierwszego krążka. Aż łezka kręci się w oku.
Kolejny raz Arjen Lucassen pokazał, że jeśli ma się pomysł, możliwości i do tego doborowe towarzystwo, to można nagrać wyśmienity krążek. Co prawda niektórym może nie przypaść do gustu odkurzanie starych pomysłów, ale przecież granie Lucassena nie polega na rewolucjach stylistycznych. Pozostaje tylko liczyć, że drugi krążek również będzie promowała trasa koncertowa i tym razem Mistrz zawita do Polski.
Przyznam szczerze, że na początku nie podeszła mi ta płyta i byłem nią zawiedziony. Jednakże z każdym kolejnym odsłuchem przekonywałem się do niej coraz bardziej i w końcu mogę powiedzieć: Mistrz Arjen znów stanął na wysokości zadania.
Intro „Down to the Rabbit Hole” nie da się od razu nie skojarzyć z „Alicją w Krainie Czarów”. Na dobrą sprawę ten sam zabieg, co na poprzedniej płycie- sekwencer w tle i ciepłe, emocjonalne klawisze. Niespełna półtorej minuty, płynne przejście, popisówka Eda i wjeżdża „Digital Rain”. Dan i Daniel w zwrotce, Russell i Floor w refrenie, Arjen na gitarze, Joost za parapetem i muzyczna uczta gotowa. Wokaliści wspaniale komponują się ze sobą na zasadzie kontrastów: głęboki wokal Dana, czysty Damiana oraz mocny Russella i Floor. Pojedynek na solówki nie pozostawia wiele do życzenia, a coda niszczy obiekty, gdy cała gromada zaczyna wchodzić sobie w słowo. Walcujący riff i potężne, złowieszcze klawisze znane z trailerów stanowią intro „Earth That Was”. Ponownie Damian z Danem czarują w zwrotkach, natomiast Russell i Floor w refrenie. Część instrumentalna zdaje mi się dość podobna do tej z „Fifth Extinction” z „01011001”. Następną kompozycję (można ją nazwać tytułową) otwierają orientalizmy, później natomiast do akcji wkracza sir Allen. W poruszającym refrenie produkuje się pozostała trójka, dodatkowo Dan dokłada w drugiej części swoje growle. Jest to kolejny kawałek kojarzący się z ostatnim długograjem Ayreon, tym razem nad całością unosi się fatalistyczna mgiełka „Sixth Extinction”. Całości dopełnia przejmująca coda w wykonaniu Russella. Intro będące samplem ze starego filmu rozpoczyna najbardziej przebojowy utwór na albumie, czyli „Human See, Human Do”. Floor demoluje tutaj w refrenie, zaś Arjen i Joost uwijają się jak w ukropie. Poza świetnymi solówkami ponownie pojawiają się growle. Niestety przychodzi nam pożegnać się na chwilę z energicznymi zagrywkami poprzedniczki, gdyż „24 Hours” to już kompozycja melancholijna i przygnębiająca. Gdzieś tak koło czwartej minuty znów znajoma melodia- czy nie taką linię melodyczną miały wokale w codzie wspomnianego wcześniej utworu „Fifth Extinction”? Drugim hiciorem do kolekcji jest „Cassanda Complex” wzbogacone o klawisze z... „Eyes of Time”? Russell i Floor zabijają w zwrotkach, natomiast Damian dobija w refrenie, gdzie dodatkowo sieje spustoszenie Joost akcentujący każdy wers krótkimi pasażami. W drugiej części kompozycja zwalnia i do akcji wkracza Dan, ale na końcu znów mamy teatr jednego aktora o inicjałach D.W. „It’s Alive, She’s Alive, We’re Alive” to niestety najsłabsza kompozycja na płycie, ponieważ linie melodyczne wokali są dość jednostajne. Można jednak pozachwycać się solówkami. Kompozycja zamykająca płytę została zapewne bardzo dobrze przemyślana, stąd jej tytuł „It All Ends Here”. Majestatyczny początek, srogie walcowanie, wysunięte do przodu bębny wybijające dołujący rytm, dialogi między postaciami... Niemalże kolejna „piosenka o końcu świata”. Całość nabiera jednak stopniowo tempa i już wejście Damiana zagrane jest na zupełnie inną nutę. Pink floydowa gitara prowadzi natomiast do totalnie killerskiego finiszu porównywalnego jedynie z codą „Eye of Ra” z pierwszego krążka. Aż łezka kręci się w oku.
Kolejny raz Arjen Lucassen pokazał, że jeśli ma się pomysł, możliwości i do tego doborowe towarzystwo, to można nagrać wyśmienity krążek. Co prawda niektórym może nie przypaść do gustu odkurzanie starych pomysłów, ale przecież granie Lucassena nie polega na rewolucjach stylistycznych. Pozostaje tylko liczyć, że drugi krążek również będzie promowała trasa koncertowa i tym razem Mistrz zawita do Polski.
Ocena: 9.5/10
Po wielu przesłuchaniach wkurzają mnie niektóre numery z tej płyty, moim zdaniem z napinką i ciężarem Star One nie do twarzy, wystarczy przekonać się jak korzystnie wypada trochę luźniejszy Human See, Human Do na tle np tytułowego. Space Metal pod każdym względem lepszy.
OdpowiedzUsuń