środa, 29 grudnia 2010

Niemiecki nalot dywanowy


Sodom - Persecution Mania
Sodom na myspace
Rok wydania: 1987
Gatunek: Thrash Metal
Kraj: Niemcy

Tracklista:
1. Nuclear Winter
2. Electocution
3. Iron Fist
4. Perescution Mania
5. Enchanted Land
6. Procession To Golgatha
7. Christ Passion
8. Conjuration
9. Bombenhagel

Skład:
Blackfire - gitara
Witchhunter - perkusja
Tom Angelripper - bas, wokal

Autor recenzji: MD

Kiedy kolesie z Kreator wydali swoją pierwszą płytę nie spoczęli na laurach i kontynuowali ciężką pracę. Efektem był kolejny krążek w kolejnym roku a okazał się sporym sukcesem. Ich sytuacja na niemieckiej metalowej scenie była więc bardzo dobra, a może nawet i najlepsza. Gdy więc usłyszeli pierwsze dzieło kolegów z Sodom mogli najwyżej wzruszyć ramionami lub uśmiechnąć się z politowaniem, bo ich przewaga w sensie muzycznym jak i ogólnym była wyraźna i taki album jak "Obsessed By Cruelty" niewiele mógł zmienić w tej materii. Ale gdy w końcu w 1987 koledzy z Sodom doczekali się drugiego krążka faceci z Kreator musieli poczuć autentyczny strach. Albo przynajmniej respekt. Bo to, co zrobili ich koledzy po fachu przyćmiło ich wyczyn. Przyćmiło pod względem muzycznym, a może nawet ogólnym.


Nie ma się co oszukiwać, "Persecution Mania" to wręcz ogromny postęp w stosunku do debiutanckiej płyty Sodom. To tak, jakby dzieliła je przepaść i jeszcze co najmniej przeprawa przez rwącą rzekę za którą znajduje się gęsty las. Dopiero za tym lasem jest "Persecution Mania" a "Obsessed by Cruelty" stoi gdzieś nad przepaścią i ledwo się trzyma na nogach. No ale dość już tych miażdżących porównań, wszak obie płyty pochodzą z jednego obozu.

Na drugim albumie Sodom zmienił niemal wszystko. Na szczęście w końcu zrozumiał co chce grać. Jest to Thrash Metal w twardym niczym skała i niemieckim jak BMW wydaniu. Styl niemiecki dopiero co prawda zaczyna się kształtować, ale właśnie ta płyta jest jednym z najlepszych jego wyznaczników, drogowskazów, w którym kierunku twórcy z tego pięknego europejskiego kraju pójdą dalej. Dla samego Sodom oznacza to ogromny postęp, to zadziwiające jak szybko zrozumieli swój błąd z ostatniej płyty i poprawili się o 180 stopni. Tutaj możliwości techniczne muzyków są już w pełni wykorzystane a harmonia między nimi jest na najwyższym poziomie. Wystarczy wsłuchać się w te fenomenalne riffy doskonale wręcz uzupełnione perkusją. Jest tutaj surowość, ale dostojna nie zaś brzydka i prosta jak to było poprzednio. Gitary Franka Blackfire rwą jak szalone, mocno, zdecydowanie, miażdżąco. Wprost do celu wydawało by się. A tym celem są solówki - dobrze przemyślane, elegancko wpasowane i co najważniejsze na bardzo wysokim wirtuozerskim poziomie. Poprzednio w ogóle tego nie było, skok jakości jest zatem naprawdę spory. Tych gitar słucha się z niebywałą przyjemnością, są bardzo wyraźne i czytelne, mocno zaakcentowane, pchają album do przodu. Częste zwolnienia okazują ich moc. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie bardzo dobra perkusja Witchhuntera, który wreszcie zrozumiał kiedy ma napieprzać a kiedy kombinować. I robi to wszystko w odpowiednich proporcjach. Tym razem też jego koledzy są absolutnie zdyscyplinowani. Tom Angelripper pomaga Chrisowi utrzymać rytm i w tym kierunku poczynił wyraźne postępy. Jednak najbardziej zauważalne są oczywiście jego popisy na wokalu, którego wreszcie nie musi się wstydzić. Jest wręcz przeciwnie, to może być prawdziwy powód do dumy. Nawiązuje swoją techniką do venomowych wyziewów, momentami też nieco bardziej blackowych ale wreszcie jest wyraźny, władczy i złowieszczy. Taki właśnie powinien być wokal w tak bezpośredniej muzyce jak ta grana przez Sodom.

Także brzmieniowo nie ma powodów do większych zarzutów. Producent jak i sam zespół spisali się w tej kwestii przyzwoicie a w porównaniu do ostatniej kaszany wręcz świetnie. Wszystko da się słyszeć tak jak powinno i tak jak trzeba, w dodatku jest w tym brzmieniu jakiś klimat, bardziej zrozumiały i bardziej czytelny.
Wszystko to wpływa na końcowy kształt płyty, która to jest wreszcie na miarę umiejętności muzyków jak i na miarę jednej z najlepszych jeśli nie najlepszej w rozwijającym się gatunku jakim jest Thrash Metal na niemieckiej scenie. Jest rewelacja, jest i rewolucja. Czego chcieć więcej?

3 komentarze:

  1. Krótko, ale rzeczowo - absolutna klasyka i zdecydowanie Top5 Sodom.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy album, żadne tam tępe walenie. Choć i typowego dla Sodom trzepania jest tu właśnie od groma hhehe. "Super płytka" cytując klasyka. Ale dawno nie słuchałem...
    Teraz puszczam. WOW!
    Sodom nigdy nie należał do moich ulubionych zespołów ale zawsze szanowałem ten album jak i "Agent Orange".

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo te dwie płyty są jak piwo na kaca - idealne

    OdpowiedzUsuń