wtorek, 7 grudnia 2010

Therion - Sitra Ahra (2010)

 Therion - Sitra Ahra

Rok wydania: 17.09.2010
Gatunek: symphonic metal
Kraj: Szwecja

Tracklista:
1. Introduction/Sitra Ahra - 5:24
2. Kings Of Edom - 8:51
3. Unguentum Sabbati - 5:10
4. Land Of Canaan - 10:32
5. Hellequin - 5:18
6. 2012 - 4:16
7. Cú Chulainn - 4:16
8. Kali Yuga, Pt. 3 - 3:41
9. The Shells Are Open - 3:44
10. Din - 2:37
11. After The Inquisition: Children Of The Stone - 7:22

Skład:
Thomas Vikström - wokal
Christofer Johnsson - gitara, klawisze
Christian Vidal - gitara
Nalle "Grizzly" Påhlsson - bass
Johan Koleberg - perkusja
Gościnnie:
Snowy Shaw - wokal
Lori Lewis - wokal
Linnéa Vikström - wokal (1,2,5)
Marcus Jupither - wokal (5)
Petter Karlsson - wokal (6)
Mika "Belphagor" Hakola - harsh (10)

Autor recenzji: Frodli

O tym, że w 2007 roku Therion wydał demolujący album, żadnego miłośnika zespołu nie trzeba przekonywać. Dwupłytowa muzyczna podróż zakończona epickim „Adulruna Rediviva” rozbudziła apetyty na tyle, że każdy dzień do premiery „Sitra Ahra” mijał mi na nerwowym odliczaniu. No i jest!

Pierwsza ścieżka to introdukcja i utwór tytułowy w jednym, które robią powalające wrażenie. Większa, niż na poprzednim krążku rola orkiestry, epickie walcowanie, potężne chóry- kwintesencja symfonicznego metalu bez melodyjnych podjazdów. Prawdziwa uczta zaczyna się jednak w „Kings of Edom”. Od strony kompozycyjnej miazga. Dialogi damsko-męskie, znów niszczące chóry, demolujące smaczki w tle, a na dobicie dudniące, bijące po uszach przyspieszenie. Po dwóch kawałkach przesyconych magią i mistycyzmem dostajemy trochę mroku w „Unguentum Sabbati”. Tym razem nie uświadczymy ekwilibrystycznych zabiegów kompozycyjnych, ale to i dobrze, bo trzeba odprężyć się przed momentem kulminacyjnym płyty. Mowa rzecz jasna o „Land of Canaan”. Mamy tutaj orientalizmy, harmonijkę ustną, liczne zmiany tempa, Valkirie i totalne morderstwo na sam koniec. Marynarskie mruczenie przechodzi w porywający śpiew, którego moc rozrywa radujące się serce na kawałki. Od tego momentu oblicze krążka nieco się zmienia. Wesołkowate „Hellequin” nie pozostawia jednak wątpliwości, że nadal mamy do czynienia ze świetną płytą. Interesujące są zwłaszcza pojedynki wokalistów, rozbraja też damskie „la-la-la”. Apokaliptyczne „2012” traktuje rzecz jasna o końcu świata, który nastąpi wraz ze skończeniem się kalendarza Majów. Szczytem epickości jest z kolei „Cú Chulainn”, gdzie majestatyczną zwrotkę puentuje pompatyczny refren. Bardziej zmetalizowane granie oferuje „Kali Yuga, Pt. 3”, lecz już „The Shells Are Open” to powrót do symfonicznej muzyki zdominowanej przez chóry. Swoistym powrotem do przeszłości można nazwać szybkie „Din”. Mocne uderzenie jednak ustaje po 157 sekundach i Therion żegna się z nami piękną balladą „After The Inquisition: Children Of The Stone”.

Wszystkim spragnionym zespół dostarczył godziny grania na najwyższym poziomie. Co prawda osobiście uważam, że druga połowa płyty jest mniej atrakcyjna od pierwszej, ale ogólne wrażenie nie pozostawia wiele do życzenia. Nikt tak dziś nie gra i nikt nie łączy tak możliwości orkiestry, metalowego instrumentarium i mistyczno-okultystycznej tematyki.

Ocena: 9.5/10

2 komentarze:

  1. Coś powściągliwa recka jak na płytę roku ;) (a raczej chyba jak na płytę roku- cholera jeszcze nie mogę się ustosunkować do Wuthering Heights ostatecznie).

    OdpowiedzUsuń
  2. Wobec braku poukładania sobie płyt w głowie zdałem się na matematykę, ale to akurat wiesz ;-)

    OdpowiedzUsuń