poniedziałek, 13 grudnia 2010

Eternal Decision - Eternal Decision (1997)


Eternal Decision - Eternal Decision


Data wydania: 1997
Gatunek: Thrash Metal/Groove Metal
Kraj: USA

Tracklista:
1. Risen 03:55
2. Power 03:15
3. The Search 05:48
4. Overflow 03:30
5. Things I Say 04:25
6. Fearless 04:48
7. Imminent Destruction 04:12
8. Alive 05:10
9. Turn 04:26
10. Hunger 05:40
11. C.T.G. 04:00
12. Stomping Ground 04:15

Skład:
Joe Chambless – wokal, bas
Cory Boatright – gitara, drugi wokal
Tommy Torres – gitara
Kirk Campbell – perkusja

Autor recenzji: Marko

Zacznę nietypowo. Drogi Czytelniku, znasz TEN kawałek?
Tak, to ten słynny numer, który przez lata był brany (i często ciągle jest) za utwór Metalliki z każdego kolejnego "nadchodzącego albumu", bądź też efekt wspólnej sesji Metalliki i Megadeth ;-) Kompozycja ta przyniosła pewną sławę i rozgłos bohaterom dzisiejszej recenzji i nic w tym dziwnego...



Historia tej kapeli zaczęła się mniej więcej w okresie 1993-94 (trudno o jednoznaczne potwierdzenie) w Edmond, w stanie Oklahoma. W skład zespołu weszli Joe Chambless (bas i wokal), Cory Boatright (gitara i drugi wokal), Tommy Torres (gitara) oraz Kirk Campbell (perkusja). Muzycy w 1994 i w 1995 roku wydali kolejno dwie demówki, które jednak nie przyniosły im spodziewanego sukcesu. Dopiero w 1997 roku, najpierw pod szyldem Cling Recordings, a później (szybka reedycja z inną okładką) Godfather Records ukazał się debiutancki LP grupy.
Na wczesną twórczość Eternal Decision wielki wpływ miały tak znane firmy jak Metallica, czy też Pantera. Debiut kapeli doskonale ujawnia ówczesne inspiracje członków zespołu. Album "Eternal Decision" zawiera około 55 minut potężnej muzyki, która w warstwie muzycznej przypomina interesująca krzyżówkę Kowbojów Z Piekła (część riffów, rytmika, charakterystyczny groove) z Tymi, Którzy Skończyli Się Po Kill'em All (część riffów, wokal [chociaż oprócz Hetfielda słychać tutaj czasami również Mustaine'a], mocno hammettowo brzmiące solówki gitarowe i charakterystyczna gra perkusisty, często wyraźnie "pod" Ulricha).

Muzyka zawarta na tej płycie nie jest diabelsko oryginalna (można nawet rzec, że za sprawą tekstów, w ogóle nie ma nic w sobie z diabelskości ;-)), ale jest podana w inteligentny sposób i opakowana w niezłe, dość potężne brzmienie. Swoją wtórnością na pewno nie irytuje, bo z raczej nie ma tu klasycznych zrzynek – po prostu wyraźnie słychać inspiracje muzyków Eternal Decision.

Riffy gitarowe są dość mocno "osadzone", ciężkie i niezbyt szybkie. W ogóle na tym CD nie znajdzie się szybkiego kostkowania, czy też obłędnej gry perkusji. Całość obraca się raczej w średnich tempach - słychać, że kapeli nigdzie się nie śpieszyło. Brak pędu do przodu... Może to jest właśnie wyznacznik odmienności grupy? Ciężko to uznać za straszną wadę, chociaż moim zdaniem przydałyby się tu ze dwa w całości dynamiczne, szybkie killery, choćby dla większego urozmaicenia materiału. Jedynie w ostatnim utworze częściej pojawiają się szybsze tempa - według mnie to jednak trochę za mało.

Oprócz charakterystycznych, tłustych metalowych riffów, uwagę słuchacza zwracają również bardziej klimatyczne momenty, gdzie dużą zasługę w kreowaniu specyficznej, tajemniczej atmosfery mają interesujące partie delikatnych, "rozmytych" gitar. Dzięki tym zabiegom, muzyka Eternal Decision sprawia wrażenie przemyślanej i poukładanej pod względem aranżacyjnym, jest mocno czytelna i nadaje się w sam raz do rytmicznego przytupywania nogą i "potakiwania" głową. Pozytywnie "wkręca".

Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić oprócz małej oryginalności (wada umowna) oraz braku szybszych killerów (kwestia gustu) to pewnie poruszyłbym temat wokalu Joe’go Chamblessa. Jak już pisałem wyżej, jego maniera jest połączeniem stylów Hetfielda i Mustaine’a. Brzmi to dobrze, ale tylko dobrze. Wokal Chamblessa jest tutaj mocno „ściśnięty”, jakby frontman Eternal Decision musiał się nieźle wysilać podczas śpiewania. Nie zawsze sprawia to megapozytywne wrażenie, czasami "gryzie", ale można się przyzwyczaić i po jakimś czasie nie zwraca się na to większej uwagi.

Podsumowując: Nie wydaje mi się, żeby przydługie rozpisywanie się o tej płycie miało jakiś większy sens, gdyż praktycznie wszystko jest tu jasne. Fani Metallicy i Pantery nie powinni być zawiedzeni i ja również nie jestem. Mimo kilku perełek, jako całość nie jest to jakieś wielce wybitne dzieło, krążek jest troszkę za długi, ale dobrze się go słucha.

Faworyci: Przede wszystkim Hunger, jako prawdziwy POMNIK ;-) , Power, Overflow

Na zachętę:

"Hunger" jest na początku recenzji, poza nim:

Power - kolejny kawałek brany często za wyrób Metallicy, bądź też Pantery.

Overflow

Turn

Ocena: 7/10

7 komentarzy:

  1. Kawałek "Hunger" bardzo zachęcający, pewnie w wolnej chwili poszukam tego albumu. BTW dlaczego barwa wokalisty kojarzy mi się z wczesnym Hetfieldem?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapewne dlatego, bo jest to podobna barwa :D

    Grupa ta wzorowała się na początku dość silnie na m.in. Metallice, dlatego masz takie skojarzenia i nie tylko zresztą Ty ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiałem się ostatnio, kiedy Marko wrzuci coś o tym zespole :D

    OdpowiedzUsuń
  4. ale dochodzę do wniosku, że grupy grające tzw. chrześcijański metal muszą NAPRAWDĘ mocno chcieć rozprzestrzeniać ewangelię...bo przecież sporo jest metalowych muzyków chrześcijańskich, który nie uzewnętrzniają swych poglądów religijnych w kawałkach...
    chyba najlepszym przykładem jest tu Tom Araya

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz... żeby drzeć japę o Bogu moim zdaniem trzeba mieć większe jaja, niż ci, którzy chwalą w lirykach szatana :)))

    OdpowiedzUsuń
  6. a co z racjonalnymi ateistami? :D tych nikt nie lubi :( chociaż raz znalazłem taki świetny sludge'owy band, tylko za grzyba nie mogę sobie przypomnieć jaki się nazywali heheh

    OdpowiedzUsuń
  7. Skupmy się na Eternal Decision :P Album słyszał?:P

    OdpowiedzUsuń