niedziela, 26 grudnia 2010

Freedom Call - Legend Of The Shadowking (2010)


Freedom Call na MySpace

Rok wydania: 01.02.2010
Gatunek: Melodic Metal
Kraj: Niemcy

Tracklista:
1. Out Of The Ruins 04:21
2. Thunder God 03:31
3. Tears Of Babylon 03:38
4. Merlin - Legend Of The Past 04:17
5. Resurrection Day 03:34
6. Under The Spell Of The Moon 05:08
7. Dark Obsession 04:45
8. The Darkness 05:06
9. Remember! 04:21
10. Ludwig II - Prologue 02:19
11. The Shadowking 05:13
12. Merlin - Requiem 02:34
13. Kingdom Of Madness 03:59
14. A Perfect Day 03:58

Skład:
Chris Bay – wokal,gitara
Lars Rettkowitz – gitara
Samy Saemann – bas
Dan Zimmermann – perkusja

Autor recenzji: Amaranth

Ostatnio przeczytałem taką oto ciekawostkę: Rząd Tanzanii zaapelował do swoich obywateli o podwojenie dziennej konsumpcji kawy. Tamtejsi ekonomiczni doradcy skwapliwie i przytomnie (?) wyliczyli, że na całkowite spożycie tego napoju, składa się tylko 7 procent konsumpcji krajowej. Z powodu finansowego kryzysu w tym afrykańskim państwie, taki właśnie sposób, ma pieczołowicie zadbać o krajowy PKB. Pewnie drogi czytelniku zastanawiasz się, co to ma wspólnego z nowym wydawnictwem Freedom Call? Czytaj dalej a wszelkie wątpliwości zostaną szybko rozwiane...


Równe, jak przekątne paski na fladze tego kraju, trzy lata od ukazania się tragicznego "Dimensions", zespół zaatakował rynek najnowszym wypiekiem. Pod trochę wyniosłym tytułem "Legend Of The Shadowking", zespół na lewo i prawa zapowiadał materiał nasycony czy też wręcz przesycony wagnerowskimi inspiracjami i odwołaniami. Po przesłuchaniu całości mam olbrzymie wątpliwości, czy Chris Bay i spółka mają faktyczne pojęcie, kim był wielki Ryszard Wagner i jaką tworzył muzykę. Chyba nie, bo miast epickiego, pompatycznego i pomalowanego neoromanycznym metalowym patosem materiału, otrzymaliśmy całkowicie obdarty z ciekawych form zwykły, szary i nudny jak flaki z olejem Melodic Metal.
Już po pierwszych kilkunastu sekundach "Out Of The Ruins", dowiadujemy się, że ta płyta, będzie niczym innym, jak powielaniem utartych schematów z dotychczasowej działalności. Te same rozwiązanie aranżacyjne, ta sama budowa melodii i refrenów, ten sam monofoniczny Chris Bay. Doprawdy ciężko odróżnić jedną kompozycję od drugiej. Klawisze wszędzie brzmią tak samo, wszędzie są przewidywalne i odegrane z jednego programu. Słowem, materiał bez własnej tożsamości i oblicza. Wygląda to tak, jakby ktoś przystawił im pistolet do skroni i nakazał napisać pod przymusem nowy stuff, bo zwyczajnie nie wierzę, że coś takiego powstało z własnej woli. Nie dostrzegam najmniejszego sensu analizować poszczególne kompozycje, bo i po co? Schemat pozostanie schematem, wycięty szablon pozostanie wyciętym szablonem i nic tego nie zmieni. Ich liczba w sile czternastu, zakrawa na prawdziwą drogę przez mękę. A już szczytem niesmaku i karykaturą muzyki jest "Under The Spell Of The Moon" w którego refrenie, Bay moduluje swój głos na modłę Iggy'ego Popa. Śmiech na sali. Generalnie, jako entuzjasta melodyjnego grania, jestem zażenowany poziomem tego wydawnictwa. Prawda, bardziej oczywista, leży gdzie indziej. Mianowicie na imię ma "Vendetta", wypowiedziana została przez Celesty i na zawsze już zmieni wymiar pojmowania stricte melodyjnych odmian metalu. Wszystko, co powstanie po niej, będzie siłą rzeczy w jakimś stopniu do niej dopasowywane. Freedom Call, to dla niżej podpisanego tylko debiutancki "Stairway To Fairyland". Reszta jest milczeniem.
Zwykle najtrudniejszą rzeczą, jest przełożenie swoich myśli, zawartych w recenzji na ocenę końcową. Tutaj sprawa jest prosta. Punkt za cierpliwość, która dana mi była przy odsłuchu tego materiału (wiadomo: ostatki, ból głowy etc.). Punkt za poświecenie wolnego czasu na napisanie tego tekstu no i punkt za sam fakt, że przynajmniej na trzy lata odpoczniemy od ich nowej płyty. To w sumie trzy ale mam wrażenie, że to i tak naciągana nota.
Czas najwyższy na wyjaśnienie postawionego we wstępie pytania. Otóż sytuacja w Tanzanii i nowe "dzieło" Freedom Call ma ze sobą wspólne tyle co...nic. Tak właśnie jest, no chyba, że wspólnym mianownikiem będzie poziom głupoty, obecny w umysłach twórców obydwu pomysłów...



Ocena: 3/10

2 komentarze:

  1. Nie wiem, czy celowo zapomniałeś tutaj od "Eternity", który jest ich najlepszym wydawnictwem, czy faktycznie nie lubisz tego albumu.
    Co do oceny "Legend Of The Shadowking" - ja bym dał jakieś 5/10, albo nawet 6/10. Właśnie za to, że w dużej mierze to dobry stary Freedom Call, który nie sili się na zmianę stylu tylko po to, żeby zaistnieć na scenie metalowej. Chociaż faktycznie, jakby brać pod uwagę te huczne zapowiedzi jakie towarzyszyły powstawaniu tego albumu to może i ocena 3/10 jest adekwatna ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie generalnie ten zespół to taka parodia melodyjnego grania :) Jeśli już miałbym coś wybierać, to "Stairway To fairyland". To dla mnie ich numer jeden. Ale też w granicach lotów średnich :)

    OdpowiedzUsuń