czwartek, 2 grudnia 2010

Pathfinder - Beyond the Space, Beyond the Time (2010)

Pathfinder - Beyond the Space, Beyond the Time
Data wydania: 4.08.2010
Gatunek: melodic/symphonic power metal
Kraj: Polska

Tracklista:
1. Deep into That Darkness Peering... - 3:23
2. The Whisper of Ancient Rocks - 5:53
3. Vita Reducta Through the Portal - 1:00   
4. Pathway to the Moon - 6:52
5. All the Mornings of the World - 5:04
6. The Demon Awakens - 6:10
7. Undiscovered Dreams - 5:00
8. The Lord of Wolves - 6:40
9. Sons of Immortal Fire - 5:12
10. Stardust - 8:30
11. Dance of Flames - 1:02   
12. The Island of Immortal Fire - 5:06
13. Beyond the Space, Beyond the Time - 10:34
14. What if... - 1:27   

Skład:
Simon Kostro - wokal
Karol Mania - gitara
Gunsen - gitara
Sławomir (Sławek) Belak - klawisze, orkiestracje
Arkadius Ruth - bas, orkiestracje
Kamil Ruth - perkusja

Gościnnie:
Michał Jelonek - skrzypce
Roberto Tiranti - wokal (13)
Bob Katsionis - solo klawiszowe (13)
Matias Kupiainen - solo gitarowe (4)

Autor recenzji: Frodli

Polska od wielu już lat stoi ekstremalnymi odmianami metalu. Co prawda rodzimych kapel heavy nie brakuje, ale już power metal (zwłaszcza melodyjny) to u nas gatunek dziewiczy niczym lasy równikowe. Toteż tym większe było moje zdziwienie, gdy w maju zostałem zdemolowany przez Pathfinder w poznańskim Blue Nocie, a w sierpniu podbili moje serce jedną z najlepszych polskich płyt metalowych w historii. No to jedziemy.


Filmowe intro „Deep Into That Darkness Peering...” wprowadza słuchacza w świat legend i baśni, główne role grają tutaj orkiestra w stylu Hansa Zimmera oraz Agata, gościnnie występująca sopranistka. Jednakże przygrywka nijak nie oddaje tego, czego można spodziewać się po reszcie płyty, stąd niszczący początek „The Whisper of Ancient Rocks” długo nie pozwala się pozbierać. Cóż my tu mamy? Ucztę gitarową na najwyższym poziomie (Mania z miejsca wbił się do czołówki polskich wioślarzy), klimatyczne orkiestracje w tle, patetyczny refren z dziewczęcymi ozdobnikami oraz kanonadę solówek... Czapki z głów. Pewne zdziwienie może powodować osoba Simona Kostro, który nie popisuje się tutaj wysokim wokalem, lecz śpiewa swym naturalnym głosem (oczywiście górki na krążku mu się zdarzają i wychodzą mu przeprężnie). To tylko dodaje oryginalności zespołowi. Dalsze dwie kompozycje nawiązują do „Sonaty księżycowej” Ludwiga van Beethovena. Skromna miniatura „Vita Reducta: Through the Portal” prowadzi do kolejnej petardy w postaci “Pathway to the Moon”. Tutaj dawka epickości została jeszcze podwyższona, czego najlepszym dowodem chóralny refren. Warto zwrócić też uwagę na bardzo bogaty „instrumentalny” środek kompozycji. „All the Mornings of the World” tonuje trochę nastroje i nic dziwnego, gdyż opowiada o śmierci, przemijaniu i tęsknocie (Arkadiusz Ruth zadedykował go swojej zmarłej babci). Kolejny kapitalny pojedynek Mani z Belakiem. Następnym przekillerem jest „The Demon Awakens”, gdzie słyszymy pojedynek harshu z czystym wokalem, kolejny przebojowy refren i popis gitarowo-klawiszowy. Dla złagodzenia obyczajów Simon i Agata raczą nas balladą „Undiscovered Dreams”, gdzie dla odmiany pierwsze skrzypce gra Gunsen. Jeśli kogoś podczas słuchania wcześniejszych utworów naszły skojarzenia z Rhapsody of Power, to „Lord of Wolves” śmiało może ugruntować w przekonaniu, że Pathfinder można po części nazwać naszą rodzimą wersją włoskiej kapeli. Gościnnie występujący Jelonek przygrywa na skrzypkach, a refren nieodparcie kojarzy mi się z „Emerald Sword”. Część instrumentalna ponownie demolująca, ale czy może być inaczej? W „Sons of Immortal Fire” zespół postawił na klimat i osobiście kompozycja ta przypadła mi trochę mniej do gustu, ale oczywiście zachowany jest wysoki poziom. Epicki refren, ponownie wgniatający w ziemię Mania. No i nadchodzi czas na kawałek magii, czyli „Stardust”. Niepozorny wstęp, masakrujący gitarzyści, fujarka, a potem spokojnie rozwijająca się kompozycja z delikatnymi, intymnymi wręcz orkiestracjami w tle... aż do genialnego refrenu. Solo unisono Mania/Belak to kolejny dowód kunsztu muzyków, a Agata na koniec rozgrzewa nawet najbardziej skute lodem serca. „Dance of Flames” to kolejny jednominutowy przerywnik, zaś w jego drugiej połowie wykazuje się Jelonek. „To the Island of Immortal Fireę to niestety najsłabszy kawałek na krążku. Kompozycja jest monotonna i niczym szczególnym na tle sąsiadów się nie wyróżnia. Tytułowy za to w pełni nadrabia braki poprzednika. Mamy tutaj wszystko, co mieliśmy wcześniej- patos, symfonikę, epicki refren, harshe, chóry, Agatę, wirtuozerskie solówki, a nawet dostajemy więcej! Piękna, rozbudowana partia Agaty z chórami w tle to najbardziej chwytający za serce moment albumu, jest też gość, Roberto Tiranti, który w roli Dragonlorda pozamiatał. Majstersztyk w każdym calu. Jeszcze tylko epilog „What If...” i... 71 minut?! Tak! 71 minut mija jak z bicza strzelił.

Aż nie chce się wierzyć, że ta płyta do debiut. Pathfinder nagrał płytę na poziomie niedostępnym większości zespołów parających się melodic powerem od wieli lat. Nie dziwi więc, że krążek zbiera pozytywne oceny i opinie na całym świecie, czym muzycy skwapliwie chwalą się na myspace- mają do tego prawo! Epokowe dla polskiej sceny wydawnictwo stoi na półce i czeka na podpisy, które mam nadzieję w przyszłości zdobyć.

Ocena: 9.5/10


 

11 komentarzy:

  1. Ja bym jednak tak wysokiej oceny nie dał - maks 8/10. Dlaczego? Bo mimo tego, że to świetne granie to mogłoby być lepsze, wciąga to prawda, ale momentami wyczuwalne są dłużyzny. W każdym razie jeden z najlepszych polskich albumów w tym roku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Estem, ponadto fajnie jakby trochę zyskali swojej własnej tożsamości na ewentualnym następnym LP. No i wokal na dłuższą metę niestety sukcs. Mimo to świetna rzecz.

    OdpowiedzUsuń
  3. btw fantastyczna okładka, ciekawe kto ją rysował.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli wierzyć MA:
    "Artwork by Chris Cold and Gunsen."

    Ponadto na japońskiej wersji pojawił się dodatkowy numer:
    http://www.youtube.com/watch?v=-Li5YqVYpcc

    Te żeńskie wokale mogli sobie darować...

    OdpowiedzUsuń
  5. Toż to cover Alphaville- CVLT!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Co do oceny- jest subiektywna, a jedyną dłużyzną jest dla mnie wytknięty kawałek. Co do wokalu- przynajmniej są oryginalni ;) Serio nie widzę jakiegoś piewcy na tej płycie. Co do Forever Young - na żywo wychodzi fajnie, ale studyjnie jest nieco sztuczny. Poza tym kawałi 1, 6, 10, 13 to ścisła czołówka tego roku :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ocena zawyżone gdyż płyta jest jak wata cukrowa.
    Z czasem zamula po pierwszym okresie słodyczy i błogości.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dużo w tym racji - ale jak Frodli zaznaczył ocena jest bardzo subiektywna. Oczywiście, że jest tutaj dużo słodyczy - gdzieś czytałem, że Pathfinder to takie "polskie Rhapsody Of Fire", coś w tym jednak jest. Zobaczymy jak im będzie szło dalej, bo po jednym albumie możemy tylkog gdybać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jest klip do Lord of Wolves:

    http://www.youtube.com/watch?v=A34bNoP2BQM

    OdpowiedzUsuń
  11. Najlepszym polskim albumem roku 2010 jest "Triumf Żelaznego Ognia", który przynajmniej nie przejada się po jednym przesłuchaniu i nie stara się nikogo na chama naśladować.

    OdpowiedzUsuń