Bezlitosna pokuta
Data wydania: 1991
Gatunek: Death/Thrash Metal
Kraj: Australia
Tracklista:
1. Until The End 03:48
2. Brutal Warfare 03:58
3. Bathed In Blood 04:31
4. Satan`s Doom 06:06
5. Turn 00:34
6. No Return 02:42
7. Break The Curse 02:44
8. New Awakening 05:05
9. The Destroyer Beholds 03:20
10. Journey Of Reconciliation 04:13
11. The Majestic Infiltration Of Order 01:06
Tracklista:
1. Until The End 03:48
2. Brutal Warfare 03:58
3. Bathed In Blood 04:31
4. Satan`s Doom 06:06
5. Turn 00:34
6. No Return 02:42
7. Break The Curse 02:44
8. New Awakening 05:05
9. The Destroyer Beholds 03:20
10. Journey Of Reconciliation 04:13
11. The Majestic Infiltration Of Order 01:06
Skład:
Steve Rowe – wokal, basCameron Hall – gitara, poboczne wokale
Jayson Sherlock - perkusja, poboczne wokale
Autor recenzji: Marko
Niedługo po wydaniu demówki Light Force, zatytułowanej "Break The Curse", Mortification, za sprawą niejakiego Rogera Marineza (frontman Vengeance Rising, legenda sceny christian thrashu), podpisało kontrakt na wydanie albumu z amerykańską wytwórnią Intense Records. W tym czasie do grupy dołączył gitarzysta Micheal Carlisle, który zastąpił Camerona Halla. W studio zespół wspierali dodatkowo Derek Sean (solówki) oraz Roger Martinez i Andrew Tompkins (chórki). Album zatytułowany pomysłowo "Mortification" ukazał się w 1991 roku.
Pierwszą rzeczą, która od razu rzuca się w uszy po zapuszczeniu tego CD, jest jego brzmienie. Gdy dowiedziałem się o tym, że to Roger Martinez był tu producentem Mortification, miałem pewne wątpliwości co do produkcji tego albumu - w końcu płyty Vengeance Rising produkowane przez Rogera nie zabijały jakością dźwięku... Na szczęście moje obawy nie sprawdziły się. Sound płyty jest wyraźnie masywniejszy i posiada dużo większą głębię, niż produkcja "Break The Curse 1990". W przyszłości brzmienie Mortification było oczywiście dużo lepsze, ale już tutaj bardzo w porządku.
Porównując ten pierwszy, w pełni oficjalny debiut grupy z wydawnictwem z 1990 roku, niemal od razu można wychwycić jeszcze dwie inne, podstawowe różnice. Pierwszą jest obniżony (na moje ucho o jeden cały ton) strój gitar, drugą natomiast są wokalne wyczyny Steve'a Rowe'a. Lider zespołu zaczął na tym wydawnictwie wydawać z siebie dość odhumanizowane dźwięki, stając się za sprawą swojego charakterystycznego growlu rasowym death metalowym wokalistą. Jego partie nie zawsze są pięknie wyartykułowane i czytelne, ale idealnie wpisują się w przyjętą konwencję i są bez dwóch zdań bardzo dobre!
Opisując czysto muzyczną stronę albumu "Mortification" trzeba napisać, że zawiera on kilka kawałków znanych już z dema "Break The Curse". Zamieszczone tutaj wersje są zdecydowanie potężniejsze od swoich pierwowzorów, bardziej agresywne i posiadają mroczniejszy klimat. Czy lepsze? Dla mnie tak! Nasuwa się pytanie, co z nowymi, całkiem premierowymi kawałkami? Te również prezentują się zabójczo. Takie utwory jak "Until The End", "Bathed In Blood", mój ukochany "Satan's Doom" (riff w połowie 4 minuty jeży włosy na głowie), czy też mocno rzeźnicki "No Return", po prostu wyrywają z kapci wszystkich niedowiarków, którzy słysząc obok siebie słowa "christian" oraz "metal” wykpiwają band bez przesłuchania muzyki. Te całkiem świeże numery pełne są surowej, bardzo THRASHOWEJ energii wynikającej z mocno czadowych, plastycznych riffów i absolutnie nie pozwalają słuchaczowi się nudzić.
Dość przypadkowo zahaczyłem o nadal obecny w muzyce grupy, silny thrashowy pierwiastek. Czy to już death/thrash, czy jeszcze thrash/death? Ciężko odpowiedzieć jednoznacznie, jednak jak dla mnie "Mortification" jest w głównej mierze brutalnym, lecz niepozbawionym przebojowości, death/thrash metalowym albumem. Wprawdzie od strony muzycznej przeważnie troszkę więcej jest tu thrashu, on jest głównym rdzeniem tego materiału i tylko czasami death metal bierze nad nim górę, jednak bezlitosne wokale nie pozostawiają złudzenia – Mortifcation przeszło śmielej na stronę Śmierć Metalu. Gdzieniegdzie w dalszym ciągu przewijają się również motywy bardziej heavy metalowe, jednak w porównaniu z "Break The Curse" są one dużo mniej słyszalne i występują tutaj raczej w charakterze smaczków, umiejętnie urozmaicających całość.
Podsumowując: Oficjalny debiut "Mortification" to soczysty kawał czysto metalowego mięsa. Płyta ta posiada w sobie bardzo duży ładunek mocy, której ciężko się oprzeć. Myślę, że każdy fan zarówno death, jak i thrash metalu, sięgając po ten album nie powinien być zawiedziony. Co by nie mówić, jest to po prostu klasyczny album wczesnego (dla wielu ludzi najlepszego) oblicza "Mortification". Polecam, nie będziecie żałować!
Faworyci: Brutal Warfare, Satan's Doom, Journey Of Reconciliation
Na zachętę:
Ocena: 8.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz