czwartek, 10 lutego 2011

Miss May I - Monument (2010)

Następstwo świetnego debiutu?

Data wydania: 17.08.2010
Gatunek: metalcore
Kraj: USA

Tracklista:
01. Our Kings
02. Masses of a Dying Breed
03. Answers
04. Relentless Chaos
05. Creations
06. Gears
07. Colossal
08. We Have Fallen
09. In Recognition
10. Monument

Skład zespołu:
Levi Benton - wokal
Justin Aufdemkampe - gitara
B.J. Stead - gitara
Ryan Neff - gitara basowa, czyste wokale
Jerod Boyd - perkusja

Autor recenzji: Est

W 2009 roku kapela Miss May I zadebiutowała wydawnictwem "Apologies Are For The Weak" - i chyba lepszego początku kariery nie mogli sobie wymarzyć. Materiał był bardzo równy i nie pozostawiał złudzeń - ta kapela bardzo szybko mogła się stać bardzo ważną formacją w metalcore'owym światku. Dość szybko postanowili pójść za ciosem i już w rok po debiucie wydali swój drugi studyjny album - "Monument", a jego producentem ponownie został Joey Sturgis.

Nowy album miał być kontynuacją świetnej passy, jedynak okazało się, że kapela mocno spuściła z tonu i tak jakby wyparowało z niej szaleństwo obecne na debiutanckim wydawnictwie. "Relentless Chaos", który miał promować nowe wydawnictwo w postaci klipu już sprawiał średnie wrażenie - nie chodzi tutaj o dużą ilość czystych wokali, bo to akurat nie ma żadnego przełożenia na jakość materiału (na debiucie przecież też nie brakowało melodyjnych partii wokalnych). Chodzi raczej o bezbarwność. Pamiętam, że jak pierwszy raz posłuchałem "Apologies Are For The Weak" byłem wręcz zachwycony, a po zapoznaniu się z "Monument" doszedłem do wniosku, że ewidentnie kolejność wydania tych dwóch albumów powinna być odwrotna - bo to na debiucie pokazali, że potrafią grać nieco inaczej niż 90% kapel obracających się klimatach metalcore, a drugi już zrównał ich ze standardami. Oczywiście na "Monument" też można znaleźć kilka plusów - ryki są nadal na dobrym poziomie, ale czyste partie trochę się popsuły (zmienił się basista i zarazem gość odpowiedzialny za melodyjne wokale). Ponadto zaburzona została proporcja - tutaj zdecydowanie więcej jest czystych partii, wręcz core'owe ryki stanowią tylko dodatek. Jako największy plus na tym albumie uznaję kawałek "In Recognition" - może i zdominowany przez czysty wokal, zresztą nic dziwnego, bo utwór wydźwięk balladowy. Ma ciekawy klimat i brzmi inaczej. Za to pozostałe kawałki to standard jakich wiele - praktycznie odróżnienie od siebie poszczególnych kawałków to naprawdę trudna sztuka. To za co można jeszcze pochwalić chłopaków z Miss May I to na pewno praca gitar - niektóre melodie zapadają w pamięć, ale to niewielki plus w morzu standardu. Ponadto kapela skupiając swoją uwagę na melodyjności straciła na energii, której na debiucie było zdecydowanie więcej.

"Monument" wbrew nazwie jest słomianym snopkiem, który jak inne tego typu albumy mieszczące się sformułowaniu "generic metalcore album" spłonie w ogniu zapomnienia. Jak widać kapela nagrywająca bardzo dobry debiutancki materiał, który może nie tyle rzucał na kolana, co po prostu odróżniał się znacząco od standardowej sceny może zboczyć z obranej drogi i zrównać się z pozostałymi przedstawicielami sceny metalcore. Niestety taki nieostrożny ruch wykonali goście z Miss May I. Zamiast dopracować nowy materiał postanowili pójść za ciosem i to im niestety nie wyszło na dobre. Oby jeszcze udało im się wyjść przed szereg, bo stali się szarzy.

Ocena: 6/10

Miss May I - Relentless Chaos

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz