środa, 9 lutego 2011

Metallica - Death Magnetic (2008)

Przebudzenie Czterech Jeźdźców


Data Wydania: 12.09.2008
Gatunek: Heavy/Thrash Metal
Kraj: USA

Tracklista:
1. That Was Just Your Life - 7:08
2. The End of the Line - 7:52
3. Broken, Beat & Scarred - 6:25
4. The Day That Never Comes - 7:56
5. All Nightmare Long - 7:57
6. Cyanide - 6:39
7. The Unforgiven III - 7:46
8. The Judas Kiss - 8:00
9. Suicide & Redemption - 9:57
10. My Apocalypse - 5:02

Skład:
James Hetfield - wokal, gitara rytmiczna
Kirk Hammett - gitara prowadząca
Robert Trujillo - bas
Lars Ulrich - perkusja

Autor recenzji: Frodli

Wypuszczenie na rynek “St. Anger” nie było krokiem, na którym Metallica ucierpiałaby finansowo, ale sam krążek był bodaj największym dnem artystycznym w historii metalu. Po „Death Magnetic” nikt sobie za wiele nie obiecywał, tym milsze było więc moje zaskoczenie, gdy  krążek okazał się słuchalny.

Absolutnie nie ma mowy o tym, by Metallica nagrała kolejne arcydzieło na miarę „Ride the Ligtning” lub „Master of Puppets”. Muzycy zdziadzieli i jest to smutny fakt. Lars Ulrich gra coraz gorzej, a Kirk Hammett kusi tanimi melodyjkami z przedszkola. Technicznego startu nie mają do praktycznie żadnego z bardziej znanych zespołów metalowych. W tej sytuacji jedynym, który wydaje się ciągnąć wózek do przodu, jest James Hetfield, którego riffy to najmocniejsza strona albumu. O Robercie Trujillo można powiedzieć tyle, że jest, gdyż tylko w instrumentalu „Suicide & Redemption” został wysunięty na równi z gitarami.

Na szczęście „Death Magnetic” nie jest pozbawiony mocnych stron, którymi bez wątpienia są „All Nightmare Long” oraz „The Judas Kiss”. Za wypełniacze należy uznać nudny „Cyanide” z kiepskim, niewyróżniającym się od zwrotki refrenem oraz ckliwe „The Unforgiven III”, zmarnowane 8 minut z życia. Wspomniany już instrumental jest z kolei dwa razy za długi. W zasadzie każdemu kawałkowi oprócz zamykającego „My Apocalypse” można by zarzucić, że jest za długi o minutę-dwie. Stąd z kolei blisko do niezbyt odkrywczego wniosku, że płyta zamiast pięć kwadransów powinna trwać pięćdziesiąt minut.

Jaką płytą jest ostatnie dokonanie Metalliki? Osoby, które już dawno postawiły na zespole kreskę stwierdzą, że muzycy partaczą dalej. Wierni fani ucieszą się z próby nawiązań do lat świetności. Cała reszta może poświęcić płycie te kilkadziesiąt minut, by samemu przekonać się, do której opinii im bliżej. Dla mnie jest to po prostu odbicie się od dna, co prawda bez fajerwerków, ale z momentami, na których można zawiesić ucho.

Ocena: 6.5/10

5 komentarzy:

  1. Z większością recki się zgadzam, szkoda tylko, że nie wymieniłeś Broken, Beat & Scarred, bo to mój osobisty faworyt ;) Co do oceny, myślę, że dałbym z 7/10, ale faktycznie, nie wracam do tego albumu za często... Dużo ludzi się nim jara, ale to chyba faktycznie MAGIA NAZWY tu działa...

    Mogliby nagrać coś w stylu Diabolus in Musica Slayera, byłoby znacznie ciekawiej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ze znaczną częścią recki się nie zgodzę. Technicznie zespół choć coraz bardziej rutynowy wciąż na wysokim poziomie. Zdanie o braku startu w tej kwestii do innych zespołów metalowych brzmi nieco jak żart, gdyż jest zupełnie odwrotnie. Już nie będę polemizował z fragmentem o "przedszkolnych melodyjkach" Kirka ale za to warto napisać o Robercie, który dobrze wkomponował się do zespołu i ma na płycie swoich kilka błyskotliwych momentów. Fakt faktem, że ten album to kolejny dobry album Metalliki, w budowie ze wszech miar nawiązujący do klasyków ale przynajmniej solidny i choć nieco zachowawczy to zadowalający. O swoją reckę tegoż albumu postaram się pokusić w nie aż tak odległym czasie, to będzie okazja do większego skonfrontowania opinii ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. Napisanie, że St.Anger był największym dnem artystycznym w historii metalu to absurd. Ta płyta po prostu wyprzedziła swój czas i fanboye Metalliki o wypranych mózgach nie mogli przełknąć czegoś, co było nowe, eksperymentalne, świeże i czego wartość wyłaniała się dopiero po kilkunastu odsłuchaniach. Frantic to definicja nowoczesnego metalu, The Unnamed Feeling jest największym dziełem zespołu od czasu Blackened. Ta nowa śmieszna magnetyczna śmierć nie może się równać z poprzedniczką. Ale jak ma to zrozumieć ktoś, kto ponad wszystko ceni tanie i łatwe melodyjki z pod znaku Blind Guardian...

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny komentarz, szkoda, że wcześniej go nie zauważyłem :D

    OdpowiedzUsuń
  5. "Death Magnetic" byłby świetnym albumem, gdyby nie mastering. Ten niestety sprawia, ze album kompletnie nie nadaje się do słuchania. Chociaż na "St. Anger" pod tym względem było jeszcze gorzej, a i nie zawierał alni jednego dobrego kawałka.

    Recenzje wszystkich płyt zespołu do przeczytania na moim blogu: http://pablosreviews.blogspot.com/search/label/metallica

    OdpowiedzUsuń