czwartek, 6 stycznia 2011

Iron Maiden - The Final Frontier (2010)

Iron Maiden - The Final Frontier

Data wydania: 16.08.2010
Gatunek: heavy metal
Kraj: UK

Tracklista:
01.    Satellite 15... The Final Frontier    08:40
02.    El Dorado    06:49
03.    Mother of Mercy    05:20
04.    Coming Home    05:52
05.    The Alchemist    04:29
06.    Isle of Avalon    09:06
07.    Starblind    07:48
08.    The Talisman    09:03
09.    The Man Who Would Be King    08:28
10.    When the Wild Wind Blows    10:59

Skład:
Bruce Dickinson - wokal
Dave Murray - gitara
Adrian Smith - gitara
Janick Gers - gitara
Steve Harris - gitara basowa, klawisze
Nicko McBrain - perkusja

Autor recenzji: Est

Czy jest wśród wielbicieli rocka/metalu kto nigdy nie słyszał o Iron Maiden? Wątpię. Ta kapela to jedna z wizytówek ostrego grania,  która czaruje swoją muzyką ludzi na całym świecie już od 30 lat (premiera "Iron Maiden" miała miejsce w 1980 roku). Oczywiście każda kapela ma swoje wzloty i upadki, a czas jaki Brytyjczycy spędzili na scenie obfitował zarówno w jedne jak i w drugie - choć przyznam, że dostrzegam zdecydowanie więcej wzlotów. Każda informacja od członków zespołu odnośnie tego, że właśnie pracują nad nowym materiałem zawsze spotykała się z rozbudzeniem entuzjazmu wśród fanów. Nie inaczej było w przypadku "The Final Frontier" - jubileuszowy 15 album Żelaznej Dziewicy ukazał się 18 sierpnia 2010 roku.

Iron Maiden podczas swojej ostatniej wizyty w Polsce (2007) zapowiadało, że już za rok fani otrzymają nowy album. Jak się okazało czas ten odrobinę się wydłużył i trzeba było czekać aż 4 lata - 14 album Brytyjczyków został wydany w 2006 roku. W końcu na początku sierpnia pojawił się singiel "El Dorado", który to zapowiadał nadchodzące wydawnictwo. Utwór był raczej niezbyt zachęcający - jak wspomnę kawałek, który promował wydawnictwo "A Matter Of Life And Death", czyli "The Reincarnation of Benjamin Breeg" to mam wrażenie, że był lepszym zwiastunem albumu, miał w sobie więcej energii, a długość obydwu kawałków jest podobna. Nowy numer spodobał mi się dopiero po kilku odsłuchach, ale i tak miałem pewne wątpliwości co do nadchodzącego materiału. A te niestety nie rozwiały się 18 sierpnia, wówczas byłem już na 100% pewien, że album nie spełnił moich oczekiwań. Przechodząc do rzeczy - kiedy zobaczyłem tracklistę i długość poszczególnych kawałków złapałem się za głowę i zapytałem w myślach "czy to jest na pewno album Iron Maiden?" - niestety było to wyłącznie pytanie retoryczne. Średni czas utworu na "The Final Frontier" to niespełna 8 minut! Już pierwszy kawałek na albumie sprawia dziwne wrażenie, do tej pory byłem przyzwyczajony to tego, że wydawnictwa Iron Maiden rozpoczyna energiczny i krótki utwór, który jest swoistym wstępem do dalszej części materiału. A w tym przypadku "Satellite 15... The Final Frontier" pełni zarówno rolę instrumentalnego intro, jak i kawałka wprowadzającego - i gdyby nie fakt, że refren faktycznie wpada w ucho to już w tym momencie byłbym zawiedziony. Jako drugi panowie wrzucili znany już z singla "El Dorado", więc żadnego zaskoczenia nie było. Niestety kolejnym utworom towarzyszy coraz większe znużenie. Tempo utworów jest wolne, każdy sprawia wrażenie wyciągniętego na siłę i naprawdę bardzo trudno jest mi znaleźć jakieś znaczące plusy, które sprawiały by, że chcę po raz kolejny sięgnąć po piętnasty album Iron Maiden. Jeszcze jako tako broni się energiczny "The Alchemist", ale to ziarnko piasku na pustyni, którą zaserwowali Brytyjczycy. Przesłuchanie tego materiału od początku do końca za jednym przysiadem graniczy wręcz z cudem - trzeba być naprawdę fanatykiem Iron Maiden, żeby przesłuchać go więcej niż raz pod rząd. Gdzieniegdzie pojawiły się głosy, że Steve Harris i jego wesoła drużyna nagrała album progresywny, że jest to najdojrzalsze wydawnictwo w dyskografii tej kapeli. Problem w tym, że nawet jakby oceniać kolejne utwory pod kątem "progresywne granie" to i tak wypada to nędznie - można grać metal progresywny i jednocześnie nie zanudzać słuchacza. Tutaj ta sztuka się nie udała. Z całości jeszcze mogę wyróżnić "Starblind", ale to po prostu średniak z momentami.

Czy warto było czekać? Nie. Iron Maiden w 2010 roku wydali najsłabszy album w swojej dyskografii - do tej pory nie miałem problemów z przesłuchaniem ich wydawnictw w całości, taka przeszkoda trafiła się dopiero na "The Final Frontier". Z całości warto posłuchać trzech utworów - "Satellite 15... The Final Frontier" (z uwagi na wpadający w ucho refren i niezłe intro), "The Alchemist" (jedyny energiczny utwór na tym wydawnictwie) i "Starblind" (ciężko to wytłumaczyć, ale kawałek w sumie daje radę). Szkoda, że wraz z piętnastym albumem kapela strasznie zdziadziała - patrząc teraz na "A Matter Of Life And Death", czy nawet na "Dance Of Death" to tam mamy muzykę prawdziwych młodzieniaszków. Brak energii, wyciągnięte na siłę utwory i rzekoma progresywność objawiająca się w wyciąganiu utworów do granic możliwości - to największe minusy "The Final Frontier". Jest to jedyny album Iron Maiden, do którego nie chce mi się wracać.

Ocena: 4/10

Iron Maiden - The Final Frontier

3 komentarze:

  1. Wyborny album ! :P

    ... i oczywiście nie słucham :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wystawiłem jeszcze oceny tej płycie, ale to chyba największe rozczarowanie w trakcie mojej przygody z metalem :(

    OdpowiedzUsuń