poniedziałek, 3 stycznia 2011

Caliber 666 - Blood Fueled Chaos (2010)

Caliber 666 - Blood Fueled Chaos

Data wydania: 16.11.2010
Gatunek: death metal
Kraj: Szwecja

Tracklista:
01.    To the Killing Fields    05:13   
02.    Black Smoke    03:49   
03.    Let the Blood Flow (feat. Matti Karki)    04:14   
04.    Incineration    04:28   
05.    A Part of the Art    03:57   
06.    The Worthless (feat. L G Petrov)    03:31   
07.    Frontline    02:45   
08.    Serpents Walk    04:45   
09.    Genocide    03:42   
10.    Morphing    05:34


Skład:
Joakim Mikiver - wokal
Tomas Burgman - gitara
Tony Riggo - gitara
Jim Riggo - gitara basowa
Peter Pettersson - perkusja

Autor recenzji: Est

"This is just the begining..." - takimi słowami rozpoczyna się debiutancki album szwedzkiej formacji Caliber 666, której czołowi muzycy wcześniej występowali w kapeli o nazwie Prosperity - zarejestrowali wyłącznie 3-trackowe demo. W 2007 roku (czyli rok po zarejestrowaniu demówki) wokalista Joakim Mikiver i basista Jim Riggo zasilili Caliber 666, a pozostała dwójka wchodząca wcześniej w skład Prosperity zaczęli grać w death/thrashowym World Battering (w tym momencie działalność kapeli jest wstrzymana). Formacja Caliber 666 powstała w 2005 roku w Sztokholmie.


Od razu patrząc na tracklistę można dojść do wniosku, że Caliber 666 to nie jest byle jaki debiutant, bo ilu debiutantów jest w stanie zaprosić (skutecznie) dwóch wokalistów znanych w death metalowym światku? Zapewne niewiele jest takich kapel, a chłopakom się udało, bo na albumie udzielają się Matti Karki (Dismember) i L G Petrov (Entombed). Oczywiście goście specjalni są ważni, ale co ostatecznie znajduje się na albumie? Niby nic nadzwyczajnego, bo to zwykły staroszkolny death metal - ale nie w stylu Bolt Thrower. Zdecydowanie muzyka proponowana przez Caliber 666 jest ostrzejsza, nie usłyszymy tutaj hipnotycznych riffów powolnych, walcowatych gitar przygniatających do ziemi. Za to mamy szybkie tempo, mocno bijącą perkusję i wysuwające się na przód wokale. Nie sposób pominąć niezwykłe melodie gitarowe, które przewijają się przez cały album - z jednej strony mamy miażdżące riffy, które momentami giną gdzieś pod salwą perkusji, a z drugiej świetne melodie gitarowe, które momentami zagłuszają zarówno dudniące riffy, jak i mocno bijącą perkusję. Na szczęście nie ma tutaj miejsca na denerwujące werble, brakuje łamańców i innych super-ambitnych wybryków. Ten album jest prosty jak linijka. Czego wymaga od słuchacza? Uwielbienia do starej sceny death metalowej, docenienia surowego/dudniącego brzmienia i grobowo-wojennego klimatu. Nie odnosząc się do poszczególnych numerów spokojnie mogę napisać, że Caliber 666 nagrał album, na który faktycznie czekałem od momentu, kiedy usłyszałem próbkę na profilu myspace zespołu, czekałem i w żadnym wypadku się nie zawiodłem.

Szwedzi serwują wielbicielom death metalu powrót do przeszłości trwający lekko ponad 40 minut. Podczas odsłuchu tego debiutanckiego materiału nie można się nudzić - ciężkie riffy, świetne melodie gitarowe, mocno bijąca perkusja (bez żadnych werbli), siarczysty growl i klimat, klimat i jeszcze raz klimat. Panowie z Caliber 666 zafundowali wielbicielom death metalu nie lada niespodziankę i mam nadzieję, że to nie będzie ich ostatnie słowo (oby słowa pojawiające się na początku albumu były prorocze). Czołówka debiutów 2010 murowana.

Ocena: 8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz