poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Mortification - Post Momentary Affliction (1993)

(Okładka Nuclear Blast)

(Okładka Intense Records)

Inaczej, ale równie znakomicie


Data wydania: 1993
Gatunek: Progressive Death Metal/Thrash Metal
Kraj: Australia


Tracklista:
1. Allusions from the Valley of the Shadows (0:47)
2. From the Valley of the Shadows (8:01)
3. Human Condition (4:36)
4. Distarnished Priest (7:24)
5. Black Lion of the Wind (0:27)
6. Grind Planetarium (4:27)
7. Pride Sanitarium (reprise) (1:18)
8. Overseer (9:18)
9. This Momentary Affliction (0:51)
10. Flight of Victory [bass instrumental] (1:52)
11. Impulsation (4:25)
12. Liquid Assets (0:33)
13. Vital Fluids (6:21)
14. The Sea of Forgetfulness (0:29)


Skład:
Steve Rowe – wokal, bas
Micheal Carlisle – gitara, poboczne wokale
Jayson Sherlock - perkusja, poboczne wokale


Autor recenzji: Marko

Jako, że tempo pracy Mortification na początku lat 90tych było zabójcze (niemal tak, jak ich muzyka), muzycy postanowił szybko zdyskontować sukces drugiej płyty i nagrać swój trzeci krążek. Nagrania zostały zarejestrowane pod czujnym (wspólnym?) okiem duetu Doug Sanders & Mark Staiger i ukazały się w 1993 roku pod barwami zarówno Nuclear Blast, jak i Intense Records (różne okładki!) jako album "Post Momentary Affliction".


"Post Momentary Affliction" jest swego rodzaju dojrzałą mieszanką dwóch poprzednich dzieł zespołu. Album ten ma w sobie sporo ze „Scrolls of The Megilloth”, a więc w dalszym ciągu dużo tu elementów typowo death metalowych - blastów, agresywnego kostkowania, growlingu. Tym razem jednak w muzyce australijskiego tria ponownie pojawiły się również thrashowe i bardziej klasycznie metalowe zagrywki (powróciły nawet - chociaż tylko w śladowych ilościach - popisy solowe). W tych składnikach można upatrywać wyraźne nawiązania do najwcześniejszego okresu grupy.

Takim najbardziej dosadnym potwierdzeniem częściowego powrotu Mortification do swojej przeszłości, jest fakt umieszczenia na krążku niezbyt szybkiego, motorycznego utworu „Impulsation”, który wcześniej znalazł się już na demie/płycie „Break The Curse”. Wersja zaprezentowana na tym albumie jest cięższa, potężniejsza i ciekawsza od pierwowzoru - po prostu lepsza. Umieszczenie tutaj tego archiwalnego kawałka jest zrozumiałe, gdyż idealnie wpasował się on w zawartość tego wydawnictwa.

W budowie całkiem premierowych numerów słychać spore zmiany. W utworach pojawiło się więcej melodii, kawałki stały się bardziej rozbudowane, mocniej zróżnicowane, a mimo tego są łatwiejsze do zapamiętania i moim zdaniem po prostu ciekawsze niż poprzednie dzieła kapeli. Według mnie zejście ze ścieżki brutalnego death metalu i pójście w trochę bardziej niejednoznaczne klimaty pod względem artystycznym wyszło grupie na dobre.

W dalszym ciągu jest to jednak rasowe, metalowe granie. Zespół po raz kolejny napisał cholernie dobre, charakterystyczne riffy gitarowe, o czym można się przekonać już od samego początku „From the Valley of the Shadows”. TAKIE dźwięki zostają w pamięci na zawsze. Konsumowanie zagrywek gitarowych wydatnie ułatwia produkcja albumu. Brzmienie płyty stało się troszkę bardziej selektywne, nie jest tak muliste i bezlitosne jak na „Scrolls of the Megilloth”.

Spore nagromadzenie riffów w większości numerów prowokuje do zadania pytania, czy aby Mortfication nie zapędziło się za bardzo w progresywne rejony. Aż 4 kawałki przekraczają barierę 6 minut, najdłuższy („Overseer”) trwa 9:18. Być może monument „Ancient Prophecy” z poprzedniego albumu przetarł im trochę drogę i muzycy postanowili zaryzykować stworzenie bardziej złożonego materiału. Może dla niektórych jest to nieco kontrowersyjne, ale ja przyznam bez bicia, że bardzo podoba mi się takie podejście, tym bardziej, że wyraźnie słychać, iż są to prawdziwe KOMPOZYCJE, a nie jedynie zlepki riffów i sztuka dla sztuki. Numery te mają swoją dramaturgię i naturalnie się rozwijają... wręcz płyną, swobodnie prezentując coraz to nowe barwy i odcienie oryginalnego świata Mortfication. Zgrane trio Australijczyków działa tutaj jak jeden, idealny organizm, jak maszyna produkująca kolejne minuty muzyki. Wrażenie ciągłości materiału potęgują różne klimatyczne, bulgocząco-świszczące przerywniki, które wpleciono pomiędzy „normalne” utwory, po to, aby spoiły wszystkie kawałki w jedną całość. Brawo!

Interesującą sprawą są wokalne wyczyny frontmana grupy. Steve Rowe połączył na tym albumie growl (trochę wyższy niż na „Scrolls...” i bardziej chrapliwy) z czystszymi, thrashowymi krzykami. Jak dla mnie pod tym względem nastąpił wyraźny progres w stosunku do poprzedniej płyty, gdzie w jego poczynaniach zdecydowanie przeważał głęboki growling. Tutaj postawił na mieszankę i było to bardzo dobre rozwiązanie.


Wymieniam same plusy albumu, ale dość ciężko znaleźć tu jakieś oczywiste wady... Jedynym niepotrzebnym utworem wydaje mi się „Flight Of Victory” – miło brzmiąca, ale niepasująca do całości popisówka sekcji rytmicznej. Poza tym niektórym maniakom niekoniecznie musi podobać się złożoność tego albumu, ale... to ich problem.

Podsumowując: "Post Momentary Affliction" to ostatni album klasycznego składu grupy (Rowe/Carlisle/Sherlock). Niedługo po wydaniu tego krążka grupę opuścił perkusista Jayson Sherlock (odszedł do death/doom’owego Paramaecium, a później założył unblackowy Horde). Jako powód odejścia Jayson podawał powrót Mortification na bardziej thrashową ścieżkę. Ja na jego miejscu bym nie odchodził ;-) Album ten to kompleksowa robota z naprawdę wysokiej półki, pełna agresywnej, ale jednocześnie dojrzałej, przemyślanej muzyki. Bez wątpienia jedna z najlepszych płyt Mortification. Klasyk.


Faworyci: From The Valley Of Shadows, Grind Planetarium, Impulsation


Na zachętę:


From The Valley Of Shadows

Impulsation



Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz