Necros Christos - Doom Of The Occult
Rok wydania: 2011Gatunek: Death Metal
Kraj: Niemcy
Tracklista:
1. Temple I
2. Baal of Ekron
3. Temple II
4. Hathor of Dendera
5. Gate I
6. Temple III
7. Necromatique Nun
8. Temple IV
9. Invoked from Carrion Slumber
10. Gate II
11. Temple IX.99
12. Doom of Kali Ma - Pyramid of Shakti Love - Flame of Master Shiva
13. Gate III
14. Temple V
15. Succumbed to Sarkum Phagum
16. Temple VI
17. Visceras of the Embalmed Deceased
18. Gate IV
19. Temple VII
20. The Pharaonic Dead
21. Temple VIII
22. Descending into the Kingly Tomba
23. Gate V
Skład:
Raelin Iakhu - perkusja
Black Shepherd ov Doom - bas
The Evil Reverend N. - gitara
Mors Dalos Ra - gitara, wokal
Autor recenzji: MD
"Doom Of The Occult" to dopiero drugi pełny album w ponad dziesięcioletniej karierze niemieckiego Necros Christos. Wcześniej nagrali kilka demek i splitów, ale dopiero debiutancka płyta z 2007 roku wprowadziła spore zamieszanie wśród słuchaczy ekstremalnego metalu. Śmiało można powiedzieć, że nowatorski styl korzystający z klasycznych, europejskich wzorców Death Metalu połączony z odważnym użyciem elementów współtworzących klimat religijno-okultystycznego uniesienia musiał wzbudzić zainteresowanie odbiorców. Był też odpowiedzią na black metalowe wyziewy w podobnych klimatach, które zawojowały scenę w ciągu ostatnich kilku lat. Necros Christos chyba jako pierwsi wśród death metalowców poszli w tym kierunku wykorzystując ten patent na taką skalę. Czy był to tylko jednorazowy wybryk czy w pełni świadome osiągnięcie zasługujące na ugruntowaną pozycję w jakimś tam kanonie ciężkiego grania? Myślę, że właśnie drugi album Necros Christos udziela odpowiedzi na takie pytanie.
Nie ma co ukrywać, uważam, że Niemcy poszli za ciosem i sprostali oczekiwaniom. Udało im się nagrać płytę, która nawet jeśli nie powtórzy sukcesu poprzedniczki wypada równie dobrze. Stanowi jej naturalną kontynuację i choć nie jest znacznie odmienna to cechuje się indywidualnym wydźwiękiem, stanowi odrębną część jednak spójnej całości jaką jest kolektyw Necros Christos.
Zaczynając wyłapywanie podobieństw (których jest mnóstwo) pomiędzy dwoma płytami należy zauważyć, że są one zbudowane w zbliżony sposób, nie tylko pod względem wszelakich tak zwanych „przeszkadzajek” (czyli instrumentalnych, wspierających klimat przerywników) których ilość i jakość jest porównywalna ale i pod względem kompozycyjnym stricte metalowych numerów. Utwory te są gęste, oparte w dużej mierze na wolnych czy średnich tempach, snując się za pomocą gitarowych riffów i – można odnieść wrażenie – nieco ospałej perkusji. Wszystko to jednak jest dobrze przemyślanym zabiegiem, trzeba przyznać, że instrumentaliści doskonale wiedzą co robią, ponieważ pozwalają słuchaczowi zanurzyć się w ponurych tonach sprzyjających transowej wręcz deklamacji modlitw (co uwydatnia doskonały wokal) by po chwili z dużą prędkością nie pozostawiającą zbyt wiele czasu na zastanowienie się poddać go uniesieniu w chaotycznych spazmach. Zespół odpowiednio kontroluje te nastroje, w umiarkowany sposób dawkując swoje zagrywki. Okazuje się też, że dość pomocne są jednak przerywniki i wszelkiego rodzaju być może odbierane trochę niepoważnie intra do intr i outra do outr, które mogą się nie spodobać wielu słuchaczom, ale ostatecznie budują przecież klimat w sposób taki, jaki to sobie zespół wymyślił. Po kolejnych przesłuchaniach łatwiej jest się do tego przyzwyczaić a nawet widać w tym trochę pozytywów. Co prawda drażnić może trochę sam stylistyczny rozstrzał tychże przerywników, przez który zespół sprawia wrażenie, jakby nie mógł się zdecydować pomiędzy plemiennymi rytmami w stylu Soulfly a epickimi wstawkami rodem z Nile ale ostatecznie nie jest to aż tak dużym problemem. Moją uwagę akurat na tym polu szczególnie zwracają kościelne organy pomagające wyobrazić sobie atmosferę jakiejś mrocznej świątyni. Bardzo ważnym elementem dla Necros Christos jest jednak to, że potrafią wytworzyć zły, duszny i zatęchły klimat nie tylko różnymi pobocznymi wstawkami ale przede wszystkim swoją instrumentalną pracą w podstawowej przecież materii jaką jest Death Metal. Wspomniane wcześniej transowe riffy z lekko melodyjnymi odchyłami oraz powolna, miażdżąca wręcz perkusja są równie efektowne i efektywne w kreowaniu złowrogiego klimatu. Głęboki, przepełniony ponurym złem wokal jeszcze to podkreśla.
Necros Christos pozostaje zjawiskowym bandem i dzięki wydaniu drugiego albumu utrzymuje bardzo wysoką pozycję w swojej niszy. Zespół pokazał, że imponujące wrażenie jakie wywołuje to nie dzieło przypadku a umiejętnie wypracowana jakość. Jakość, którą mam nadzieję będzie prezentował również na kolejnych albumach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz