sobota, 26 marca 2011

Sultans of Satan

Kvelertak - Kvelertak
Rok wydania: 2010
Gatunek: Brutally Catchy Punkrock/Metal albo inaczej Black 'N' Roll
Kraj: Norwegia
Tracklista:
1. Ulvetid
2. Mjød
3. Fossegrim
4. Blodtørst
5. Offernatt
6. Sjøhyenar (Havets Herrer)
7. Sultans of Satan
8. Nekroskop
9. Liktorn
10. Ordsmedar av Rang
11. Utrydd dei Svake
Skład:
Erleèd Hjelvik - wokal
Vidar - gitara
Bjarte Lund Rolland - gitara
Maciek - gitara
Marvin - bas
Kjetil - perkusja


Autor recenzji: MD

Norweska scena muzyczna w 2010 roku nie próżnowała, o czym mieli okazję się przekonać fani ekstremalnych brzmień. Można było usłyszeć wielce oczekiwany owoc długoletniej pracy (Burzum), kontynuację nowo obranego stylu (Darkthrone) czy niezwykłe, awangardowe kombinacje (Shining). Pomimo licznych atrakcji wysokiej rangi nie zabrakło też powalającego debiutu, który zaskoczył chyba wszystkich - chodzi o debiut zespołu Kvelertak.

Historia grupy jest wprost banalnie klasyczna, oto grupka dobrych znajomych postanowiła założyć zespół i zacząć łoić ekstremalną muzę czerpiąc z tego maksimum przyjemności. Myślę jednak, że uzyskany efekt przerósł ich nawet najśmielsze oczekiwania. Po wydaniu albumu "Kvelertak" niemal z miejsca stali się sławni nie tylko w Norwegii ale i w całej Europie a nawet przekroczyli granice naszego pięknego kontynentu. Wszystko to za sprawą niezłego zamieszania, jakiego album ten narobił wśród lekko znudzonych rutyną słuchaczy, idealnie trafiając w gusta bardzo szerokiego grona odbiorców. W końcu kto nie lubi chwytliwej sieki zagranej z chamskim wręcz luzem i nieczęstą w dzisiejszych czasach świeżością?
Kvelertak jedzie na znanym, coraz bardziej popularnym w ostatnich latach (i wykorzystywanym z różnym skutkiem) patencie łączącym w sobie brud Punk Rocka, surowość Black Metalu i chwytliwość Rock 'N' Rolla, robi to jednak w tak zaangażowany i przekonujący sposób, że nie można przejść obok tego obojętnie. Płyta chwyta z miejsca, ponieważ już pierwszy kawałek, choć najbliższy tradycyjnemu norweskiemu feelingowi ma zakamuflowaną w sobie dziką radość i niepohamowaną energię, która bardzo szybko przełamuje ustawioną chyba tylko dla żartu prowizoryczną barierę mroku by bez trudu wybuchnąć w następnym numerze, gdzie wszystko staje się jasne. Od tego momentu zespół rozpędza się błyskawicznie, można odnieść wrażenie, że z każdym następnym utworem gra nie dość, że coraz szybciej to jeszcze coraz bardziej dynamicznie zyskując jednocześnie fenomenalną energię i chwytliwość. Serwowanie kolejnych przebojowych kawałków przychodzi Kvelertak niezwykle łatwo, wręcz niedbale, mimo to zespół nie ma najmniejszych problemów z utrzymaniem porządku. Wydawać by się mogło, że chłopaki grają ze sobą nie trzy, nie pięć a spokojnie z dziesięć lat, natomiast niniejszy album jest dla nich którymś z kolei. Ta powstała w 2007 roku grupa dysponuje wystarczającymi umiejętnościami, by nie tylko świetnie bawić, ale niejednokrotnie zadziwić słuchacza porządnie zagranymi patentami, które łączą w sobie wiele elementów ekstremalnej ale i mniej ekstremalnej muzyki . Daje się tu usłyszeć mnóstwo klasycznych dla Punk Rocka czy dla Black Metalu zagrywek, które podane w tak interesujący sposób nabierają nowego znaczenia tworząc nietuzinkową całość. Wszystko tutaj jest na swoim miejscu, nie brakuje też naprawdę udanej dawki dowcipu co uwydatniają skoczne refreny takich numerów jak "Mjød" czy "Sultans Of Satan" (swoją drogą ten tytuł to chyba najlepsze określenie jakie można by nadać grupie Kvelertak). Nie ma zresztą sensu wymieniać wszystkich utworów, ponieważ płyta jest równa i brzmi jak całość, której nie warto rozdzielać. Może nawet sprawiać wrażenie, że wszystkie kawałki zlewają się w jedno, co akurat w tym przypadku jest atutem, ponieważ potęguje wrażenie spójności.
Debiutancka płyta Kvelertak to bardzo dobry przykład na to, że można wziąć co najlepsze z Sex Pistols, Darkthrone i Motorhead, połączyć w jedną całość i nie tylko wyjść z tego obronną ręką, ale też utworzyć całkowicie nową jakość, która jest obecnie tak cenna. I wszystko to - podkreślę jeszcze raz - z tak dobitnym luzem i swobodą. Oby więcej takich płyt.

2 komentarze:

  1. Świeżo po premierze płytka zrobiła w naszym środowisku małą furorkę :D Teraz rzadziej do niej wracam, ale to naprawdę dobry materiał :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja slucham caly czas 9 ciagle mi sie podoba, bedzie swietna na niemieckich autobanach :-)

    OdpowiedzUsuń