sobota, 19 marca 2011

Children Of Bodom - Relentless Reckless Forever (2011)

Warto było?

Data wydania: 08.03.2011
Gatunek: melodic/power metal with harsh vocals
Kraj: Finlandia


Tracklista:
01.    Not My Funeral    04:55
02.    Shovel Knockout    04:03
03.    Roundtrip to Hell and Back    03:47
04.    Pussyfoot Miss Suicide    04:10
05.    Relentless Reckless Forever    04:41
06.    Ugly    04:13
07.    Cry of the Nihilist    03:31
08.    Was It Worth It?    04:03
09.    Northpole Throwdown    02:54

Skład zespołu:
Alexi Laiho - wokal, gitara
Roope Latvala - gitara
Henkka T. Seppala - gitara basowa
Jaska W. Raatikainen - perkusja
Janne "Warman" Wirman - klawisze

Autor recenzji: Est

W 2008 roku kapela wydała swój szósty album, na którym zespół grał zdecydowanie inaczej niż w swoich początkach - na "Blooddrunk" już ewidentnie było słychać, że kapela za swój główny cel objęła podbicie rynku muzycznego USA. Podobnie można pisać o jego poprzedniku, czyli o "Are You Dead Yet?", ale na nim zmiany jakie poczyniono w stylistyce według mnie wyszły kapeli na dobre. W każdym razie 3 lata po premierze słabego "Blooddrunk" kapela wydała swój siódmy album studyjny - premiera "Relentless Reckless Forever" miała miejsce 8 marca 2011, ale emocje zaczęła wzbudzać zdecydowanie wcześniej. Sama kapela sprytnie dawkowała kolejne informacje odnośnie nowego wydawnictwa.

Jakie nowy album wzbudzał emocje? Raczej negatywne, po tym, jak kapela ewidentnie upadła za sprawą "Blooddrunk" nikt nie spodziewał się niczego dobrego po nadchodzącym wydawnictwie. Na mnie nowy album nie robił większego wrażenia - prędzej spodziewałem się powtórki z tego, co usłyszałem na "Blooddrunk" niż do powrotu do lat świetności. W każdym razie "Relentless Reckless Forever" niczym specjalnym się nie wyróżnia - chociaż przyznam, że utwór otwierający nowy album Children Of Bodom bardzo pozytywnie mnie nastawił do tego wydawnictwa. "Not My Funeral" posiada w sobie odrobinę tej magii, która towarzyszyła kapeli w początkowych latach - właśnie ta dzikość zmieszana z charakterystycznymi klawiszami autorstwa Warmana. Jedyne czego mi tutaj brakuje to naprawdę dobrego refrenu. A co mamy dalej na albumie? No właśnie bardzo ciężko powiedzieć, bo mimo tego, że słuchałem "Relentless Reckless Forever" już wiele razy (głównie z uwagi na to, żeby czegoś przypadkiem nie przeoczyć) to pozostała część albumu przelatuje i nie pozostawia po sobie niemalże nic - nawet niesmaku, który towarzyszył odsłuchom "Blooddrunk". Nie mam zamiaru rozpisywać się na siłę, ale mam wrażenie, że gdyby nie logo Children Of Bodom na okładce to nikt by się specjalnie tym materiałem nie zainteresował, bo niby dlaczego? Nie ma tutaj nic ponadprogramowego, nie ma też niczego, czego bym nie słyszał wielokrotnie (głównie właśnie za sprawą CoB), nic też nie przyciąga na dłużej. Z drugiej strony kapela ciągnie to co już grała i kompletnie nic nowego nie wprowadza - no właśnie, można narzekać na brak "nowości", ale czy gdyby te się pojawiły, to nie byłoby narzekania, że niepotrzebnie eksperymentują? I tak źle i tak niedobrze. Może już czas się poddać, albo faktycznie wrócić do tego, co grali na początku, kiedy jeszcze byli jako tako unikalni? Ale wracając jeszcze do zawartości "Relentless Reckless Forever" - album promowany był kawałkiem "Was It Worth It?", jakże dobrze dobrany tytuł. No właśnie, czy było warto? Chyba niespecjalnie, bo sam kawałek raczej słabo zachęca do sprawdzenia zawartości albumu, chyba, że ktoś nigdy wcześniej nie słyszał dzieciaków znad jeziora Bodom.

Na pytanie - "warto było?", odpowiadam "chyba nie". Z jednej strony słychać, że kapela chce powrócić do korzeni, a z drugiej cały czas odbijają się echa "Blooddrunk". Problem w tym, że kapel grających w stylu podobnym do CoB ciągle przybywa i dużą część z nich prześcignęła już Finów. Nowy materiał nie wnosi nic nowego, po jego wielokrotnym odsłuchu nic nie zostaje w głowie (może poza pierwszym kawałkiem), nie ma też za bardzo co wyróżnić, ani co wytknąć. Ten album to takie przedłużenie agonii Children Of Bodom.

Ocena: 4,5/10

Children Of Bodom - Was It Worth It?

1 komentarz:

  1. Odnoszę wrażenie, że grają sobie teraz ot taki hewi metalek z nieco agresywniejszym wokalem, coby się nie przemęczać. Wygląda na to, że już po prostu brakuje im sił i starają się jeszcze wycisnąć trochę kaski na wódkę i gin coby się spokojnie i wygodnie nakurwić. Tym razem jednak celują w zbuntowanych amerykańskich deskorolkowców, może trafią do kolejnej części Tony Hawk albo jazdy figurowej na bikach. Jeśli tak jest to nie będę się męczył i sprawdzał, jak dzieciaki się męczą... męcząc dzieciaków.
    Szkoda w sumie, bo wszak czujny to był zespół. Pozostaje se zapuścić stare mroki.

    OdpowiedzUsuń