Seven deadly sins, seven ways to win...
Data wydania: 11.04.1988
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania
Tracklista:
1. Moonchild - 5:42
2. Infinite Dreams - 6:09
3. Can I Play With Madness? - 3:31
4. The Evil That Men Do - 4:35
5. Seventh Son of a Seventh Son - 9:54
6. The Prophecy - 5:06
7. The Clairvoyant - 4:27
8. Only the Good Die Young - 4:42
Skład:
Bruce Dickinson - wokal
Dave Murray
- gitara
Adrian Smith - gitara
Steve Harris - bas
Nicko McBrain - perkusja
Autor recenzji: Frodli
Dwa lata po nagraniu najbardziej eksperymentalnej do tej pory płyty muzycy postanowili iść na całość i wmontowali w swoją muzykę syntezatory nie tylko gitarowe, ale też klawiszowe. Efekt pracy okazał się powalający. Iron Maiden nagrało swój najbardziej epicki album, który do dziś przez wielu uznawany jest za najlepszy w dyskografii zespołu.
Motywem
przewodnim krążka jest liczba siedem, która już w otwierającym płytę
„Moonchild” występuje wielokrotnie. Akustyczny wstęp przeradza się w klawiszowy
pasaż kończący się wkroczeniem całego instrumentarium. Utwór został przemyślany
jako otwierający koncerty i w tej roli na „Seventh Tour” nie zawodził. Znów dał
o sobie znać kompozytorski talent duetu Bruce/Adrian. Kawałek ociera się o
doskonałość zarówno pod względem wokali, jak i gitar, solówek, a także sekcji
rytmicznej. Po energetycznym „Moonchild” następuje chwila ukojenia. „Infinite
Dreams” zawiera w sobie nieuchwytny pierwiastek magii i klimat, jakiego nigdy
później zespołowi nie udało się już powtórzyć. Jak na „iron maidenową balladę”
przystało zwrotki są spokojne, refren poruszający, a bomba wybucha w najmniej
spodziewanym momencie i przynosi wirtuozerskie solówki. Bez wątpienia szerszej
publiczności krążek znany jest za sprawą ultra przebojowego „Can I Play With
Madness”. Klawisze użyte w refrenie mogą denerwować, ale w ogólnym rozrachunku
to po prostu kolejny hicior z rękawa pana Harrisa. Album nie zwalnia ani na
moment, bo oto po klimatycznym, gitarowym intrze nadchodzi „The Evil That Men
Do”. Partie gitar to majstersztyk, o reszcie nie wspominając. Kolejna
kompozycja trzymająca wyśrubowany poziom krążka. Jak na płytę Iron Maiden
przystało, utwór tytułowy musi być. Tym razem trwa niemal dziesięć minut i
zawiera w sobie pierwiastki dwóch wcześniejszych wielkich dzieł zespołu, a
mianowicie „Hallowed Be Thy Name” i „Rime of the Ancient Mariner” dopasowane do
klimatu albumu. Otrzymana mieszanka powala na kolana zarówno podczas części
śpiewanej, jak i instrumentalnej, ciągnącej się połowę utworu, a zwieńczonej
pojedynkiem na solówki między gitarzystami. „The Prophecy” niestety można uznać
za nieco słabsze od poprzedników, co nie zmienia faktu, że postawienie w jego
przypadku na klimat wyszło na dobre. Średnie tempo utworu, skupienie się na
opowiadaniu historii ma swój urok. Charakterystyczne intro na basie zna chyba
każdy fan Dziewicy: tak, to „The Clairvoyant”! Poza wspomnianym akcentem w
pamięć zapada chwytliwy refren, a także (jak zwykle) solówki. Zamykający płytę
„Only The Good Die Young” zaczyna się bez zbędnych ceregieli. Łup w perkusję,
wchodzą gitary i zaczyna się jazda. Na zakończenie słuchacz dostaje intro z
„Moonchild” i... koniec.
„Seventh
Son of a Seventh Son” to ostatni krążek nagrany przez Iron Maiden w klasycznym
składzie. Mimo wszystko tuż po wydaniu płyty zespół znalazł się u szczytu
popularności, a późniejsze problemy i eksperymenty mimo, iż odstraszyły wielu
fanów, to przysporzyły też nowych. Tymczasem siódmy album okazał się strzałem w
dziesiątkę i na stałe zapisał się w kanonach gatunku.
Ocena: 9,5/10
Album ktory uksztaltowal moj gust, tyle.
OdpowiedzUsuńA, jeszcze btw - Only... to rzecz jasna najlepszy numer maiden ;d
OdpowiedzUsuń