wtorek, 12 lipca 2011

Iron Maiden - Seventh Son of a Seventh Son (1988)

Seven deadly sins, seven ways to win...

Data wydania: 11.04.1988
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania

Tracklista:
1. Moonchild - 5:42
2. Infinite Dreams - 6:09
3. Can I Play With Madness? - 3:31
4. The Evil That Men Do - 4:35
5. Seventh Son of a Seventh Son - 9:54
6. The Prophecy - 5:06
7. The Clairvoyant - 4:27
8. Only the Good Die Young - 4:42

Skład:
Bruce Dickinson - wokal
Dave  Murray - gitara
Adrian Smith - gitara
Steve Harris - bas
Nicko McBrain - perkusja

Autor recenzji: Frodli

Dwa lata po nagraniu najbardziej eksperymentalnej do tej pory płyty muzycy postanowili iść na całość i wmontowali w swoją muzykę syntezatory nie tylko gitarowe, ale też klawiszowe. Efekt pracy okazał się powalający. Iron Maiden nagrało swój najbardziej epicki album, który do dziś przez wielu uznawany jest za najlepszy w dyskografii zespołu.

Motywem przewodnim krążka jest liczba siedem, która już w otwierającym płytę „Moonchild” występuje wielokrotnie. Akustyczny wstęp przeradza się w klawiszowy pasaż kończący się wkroczeniem całego instrumentarium. Utwór został przemyślany jako otwierający koncerty i w tej roli na „Seventh Tour” nie zawodził. Znów dał o sobie znać kompozytorski talent duetu Bruce/Adrian. Kawałek ociera się o doskonałość zarówno pod względem wokali, jak i gitar, solówek, a także sekcji rytmicznej. Po energetycznym „Moonchild” następuje chwila ukojenia. „Infinite Dreams” zawiera w sobie nieuchwytny pierwiastek magii i klimat, jakiego nigdy później zespołowi nie udało się już powtórzyć. Jak na „iron maidenową balladę” przystało zwrotki są spokojne, refren poruszający, a bomba wybucha w najmniej spodziewanym momencie i przynosi wirtuozerskie solówki. Bez wątpienia szerszej publiczności krążek znany jest za sprawą ultra przebojowego „Can I Play With Madness”. Klawisze użyte w refrenie mogą denerwować, ale w ogólnym rozrachunku to po prostu kolejny hicior z rękawa pana Harrisa. Album nie zwalnia ani na moment, bo oto po klimatycznym, gitarowym intrze nadchodzi „The Evil That Men Do”. Partie gitar to majstersztyk, o reszcie nie wspominając. Kolejna kompozycja trzymająca wyśrubowany poziom krążka. Jak na płytę Iron Maiden przystało, utwór tytułowy musi być. Tym razem trwa niemal dziesięć minut i zawiera w sobie pierwiastki dwóch wcześniejszych wielkich dzieł zespołu, a mianowicie „Hallowed Be Thy Name” i „Rime of the Ancient Mariner” dopasowane do klimatu albumu. Otrzymana mieszanka powala na kolana zarówno podczas części śpiewanej, jak i instrumentalnej, ciągnącej się połowę utworu, a zwieńczonej pojedynkiem na solówki między gitarzystami. „The Prophecy” niestety można uznać za nieco słabsze od poprzedników, co nie zmienia faktu, że postawienie w jego przypadku na klimat wyszło na dobre. Średnie tempo utworu, skupienie się na opowiadaniu historii ma swój urok. Charakterystyczne intro na basie zna chyba każdy fan Dziewicy: tak, to „The Clairvoyant”! Poza wspomnianym akcentem w pamięć zapada chwytliwy refren, a także (jak zwykle) solówki. Zamykający płytę „Only The Good Die Young” zaczyna się bez zbędnych ceregieli. Łup w perkusję, wchodzą gitary i zaczyna się jazda. Na zakończenie słuchacz dostaje intro z „Moonchild” i... koniec.

„Seventh Son of a Seventh Son” to ostatni krążek nagrany przez Iron Maiden w klasycznym składzie. Mimo wszystko tuż po wydaniu płyty zespół znalazł się u szczytu popularności, a późniejsze problemy i eksperymenty mimo, iż odstraszyły wielu fanów, to przysporzyły też nowych. Tymczasem siódmy album okazał się strzałem w dziesiątkę i na stałe zapisał się w kanonach gatunku.

Ocena: 9,5/10

2 komentarze:

  1. Album ktory uksztaltowal moj gust, tyle.

    OdpowiedzUsuń
  2. A, jeszcze btw - Only... to rzecz jasna najlepszy numer maiden ;d

    OdpowiedzUsuń