piątek, 2 września 2011

Blaze Bayley - Promise and Terror (2010)

Moc z Wysp

Data wydania: 1.02.1010
Gatunek: Heavy metal
Kraj: Wielka Brytania

Tracklista:
1. Watching the Night Sky - 3:36
2. Madness and Sorrow - 3:09
3. 1633 - 6:03
4. God of Speed - 5:48
5. City of Bones - 6:26
6. Faceless - 3:46
7. Time to Dare - 5:41
8. Surrounded by Sadness - 3:59
9. The Trace of Things That Have No Words - 5:48
10. Letting Go of the World - 6:24
11. Comfortable in Darkness - 5:00

Skład:
Blaze Bayley - wokal
Nicolas Bermudez - gitara prowadząca
Jay Walsh - gitara rytmiczna
David Bermudez - bas
Lawrence "Larry" Paterson - perkusja

Autor recenzji: Frodli
 
Na początku 2010 roku Blaze uraczył nas drugą płytą pod nowym szyldem. Jako, że wbrew wielu fanom Iron Maiden darzę sporą sympatią ich byłego wokalistę, więc solowe krążki są dla mnie pozycją obowiązkową. Tym samym nie mogłem przejść obojętnie obok "Promise and Terror".

Album rozpoczyna duet gitar i od tego momentu wiadomo, kto będzie głównym bohaterem płyty. W przeszłości zdarzało się narzekać na muzyków parających się grą na elektrykach w projekcie Blaze'a (swoją drogą być może dlatego grajkowie u niego często się zmieniają), ale tym razem naprawdę nie można im niczego zarzucić. "Watching the Night Sky" to ładunek solidnego heavy metalu, gitara rytmiczna z prowadzącą świetnie się uzupełniają, zaś bas ma wygospodarowane tyle miejsca, że bez problemu słychać go praktycznie na całym albumie. Tak więc już od pierwszego utworu wiadomo, czego możemy się spodziewać- bardzo dobre gitary i świetna produkcja (swoją drogą producent zagrał na krążku jedno solo). Nie inaczej jest w "Madness and Sorrow". Najszybszy, najostrzejszy kawałek na płycie z obłędnymi solówkami. Mój osobisty faworyt. Po takim energicznym początku płyta na kilkanaście minut zwalnia. Numer trzy na trackliście czyli "1633" to epicki kawałek opowiadający o Galileuszu. Sama scena sądu nad uczonym to w wykonaniu Blaze'a szczyt pasji i emocji, zresztą jego głos doskonale się do tego typu utworów nadaje. Od strony muzycznej również jest miodnie. Mroczne, basowe intro kolejnego utworu przeradza się w porywający, marszowy riff. Palce lizać. Wbrew tytułowi "God of Speed" nie należy do kompozycji charakteryzujących się nadzwyczajną szybkością. Znów należy pochwalić gitarzystów, którzy zamieścili tu naprawdę ryjący mózgownicę motyw. Skoro wcześniejsze numery otwierały gitary lub bas, to tym razem może to zrobić perkusja. „City of Bones” rozpoczyna się motywem wygrywanym na werblu, później wkracza reszta załogi i mamy utwór utrzymany w konwencji dwóch wcześniejszych, aczkolwiek można trochę pokręcić nosem na refren. „Faceless” stanowi swego rodzaju urozmaicenie, powrót do trochę szybszego przygrzewania. Głównie zapada w pamięć tekst (po części o mnie), a także dudniący w tle bas- kolejny przykład świetnego miksu krążka. „Time to Dare” wydaje się wręcz dość radosny na tle krążka. Mamy tu zdecydowanie mniej mroku, klimatyczne zwolnienie i dość melodyjne solo. Ostatnie cztery utwory można uznać za suitę. „Sorrounded By Sadness” to pół na pół ballada i klasyczny utwór heavy metalowy. Płynnie przechodzi w „The Trace Of Things That Have No Words” z przeprężnym występem Blaze’a. Zwrotki zaśpiewane są po prostu obłędnie, a melodia przed solówkami gniecie i zabija. Intro „Letting Go Of The World” stanowi przedłużenie cody poprzedniego utworu. Akustyczny wstęp przeradza się w mroczne granie utrzymane w średnich tempach, czyli motyw dominujący na „Promise and Terror”. Dużo się tu dzieje, w zasadzie w połowie utwór staje się zupełnie inną kompozycją. No i kultowe skandowanie „fight kill fuck eat” – z pewnością zostaje w głowie już po pierwszym odsłuchaniu całej płyty. Zamykający album „Comfortable In Darkness” to chyba szczyt mroku, ale osobiście nie kupuję tegoż kawałka.

Podsumowując, Blaze nagrał płytę mroczą, emocjonalną i niebanalną. Jednym słowem rewelacyjną. Oczywiście słabsze momenty też są, ale nie obniżają zbytnio oceny. W korespondencyjnym pojedynku z byłym zespołem Blaze wygrywa w 2010 roku bezapelacyjnie.

Ocena: 9/10

1 komentarz:

  1. Ja też bardzo lubię Blaze'a - wszak to za jego kadencji w Iron Maiden powstał album "The X-Factor", który stawiam na bardzo wysokim miejscu. Póki co ostatni album Blaze'a bardzo dobry, ale jednak miał w swojej dyskografii ciekawsze wydawnictwa - a "Promise And Terror" na pewno wypada słabiej niż "Blood And Belief", ale z tego co pamiętam wypadł lepiej niż pierwszy album wydany pod szyldem Blaze Bayley.

    OdpowiedzUsuń