poniedziałek, 9 maja 2011

Xerath - I (2009)

Symfoniczny początek końca świata

Data wydania: 2009
Gatunek: orchestral/progressive groove metal
Kraj: UK

Tracklista:
01.     Intrenity     03:32
02.     Alterra     02:48
03.     Nocturnum     03:46
04.     Consequences     04:28
05.     Interlude     01:40
06.     False History     03:47
07.     Abiogenesis     05:54
08.     Reform Part I     03:21
09.     Reform Part II     04:35
10.     Right to Exist     05:40

Skład kapeli:
Richard Thomson - wokal
Owain Williams - gitara, gitara basowa
Andy Phillips - gitara
Michael Pitman - perkusja

Autor recenzji: Est

W 2007 roku do życia powołana została tajna grupa, nikt na Ziemi o niej nie wiedział. Przez dwa lata członkowie tej nikomu nieznanej formacji przygotowywali szatański plan, który mieli wprowadzić w życie w 2009 roku. Nikt tego nie przewidział - nawet Nostradamus nie wspomniał w swoich przepowiedniach ani słowa o czterech mężczyznach, którzy przybędą z wyspy i doprowadzą do ostatecznej dewastacji Ziemi. Jedynie święty Jan miał rację - czterech jeźdźców przybyło by rozpocząć apokalipsę. Zniszczenie, które ze sobą przynieśli miało być końcem ludzkości, ale ta zamiast wpadać w panikę lub szukać ratunku wpatrywała się w piękno zagłady.

Piękno zniszczenia trwa niespełna 40 minut, ale pozostawia w duszy blizny, które nie pozwalają zapomnieć o pierwszej części ataku jeźdźców. Niewielka garstka ludzkiego gatunku przetrwała, a wśród nich znaleźli się kronikarze, którzy w następujący sposób opisali całe to nadzwyczajne zdarzenie:

Niebo nagle przejaśniało i zza niewielkich kłębów chmur wyglądać zaczęły skrzydlate postaci, do aniołów podobne. Chóralnymi śpiewami oczarowały rodzaj ludzki, który niczego się nie spodziewając z zapartym tchem wysłuchał niebiańskiej pieśni. Hipnotyzujący utwór zamykały dźwięki trąb, które okazały się zwiastunem początku końca. Wtem z niebios posypał się ognisty deszcz, a zza skrzydlatych istot wyleciało czterech jeźdźców. Każdy z czwórki niósł zniszczenie, a ich każdemu uderzeniu w Ziemię towarzyszył akompaniament anielskiego chóru. Ognisty deszcz trawił z każdą chwilą coraz większe  połacie Ziemi. Lud człowieczy nie wiedział co począć - siła, której zawierzył zdawała się obrócić przeciw niemu. Zło i dobro, piękno i brzydota, życie i śmierć - wydawało się być tym samym, zjednoczonym przeciwko życiu na Ziemi. Demony niczym w tańcu uderzały niszcząc wszystko co znalazło się na ich drodze, co przy delikatnym śpiewie chórów anielskich zdawało się być niesamowitym przedstawieniem, wręcz boskim spektaklem. Jednakże skrzydlaci posłańcy ulitowali się nad ułomnym rodzajem człowieczym, widząc jego skruchę i chęć czynienia dobra. Ratując niewielką grupkę skrzydlaci posłańcy niebios ukryli małą grupkę ludzi w najgłębszych jaskiniach skąd mogła tylko słyszeć kolejne nuty symfonii zniszczenia, burzy ognia, która szalała na powierzchni Ziemi.

Tak mniej więcej można opisać muzykę Xerath zawartą na "I". Dlaczego akurat połączenie dobra ze złem? Bo symfonia zdaje się być dobrem, a groove złe - tak przynajmniej słyszę podział ról na tym albumie. Czwórka Brytyjczyków stworzyła coś niesamowitego - i bynajmniej nie chodzi tu o zwykłe połączenie, ale o zrobienie tego z głową, z pomysłem i w końcu stworzenie, czegoś co jednocześnie jest piękne i wpada w ucho. Tego sukcesu już nie udało im się osiągnąć w przypadku "II", ale przecież zawsze można wrócić do debiutanckiego albumu, który po dwóch latach od swojej premiery nadal olśniewa. Co można zarzucić Xerath? Prawdę mówiąc nie wiem, dla mnie to co zagrali było świeże, wpadające w ucho, i na tyle przekonujące, że słuchając tego materiału trudno się od niego oderwać. Po prostu perfekcyjny debiutancki album i aż nie chce się wierzyć, że to muzycy wchodzący w skład Xerath nie mają za sobą żadnych wielkich doświadczeń na scenie metalowej. "I" to zarówno świetny pomysł i takie samo wykonanie, dla mnie ten materiał nie ma żadnych minusów.

Mieszanka zaproponowana przez Brytyjczyków nie zdarza się często - wszak niewiele jest kapel łączących w sobie groove metal i symfonię. Owszem połączenia cięższych odmian metalu z orkiestracjami nie są niczym nowym, ale przeważnie odbywa się to w ramach gatunków death lub black. Tymczasem tutaj mamy ciężkie gitary, groove metalowe riffy, ryczącego wokalistę - a wszystko to jest wspierane przez pięknie brzmiące melodie symfoniczne. Za każdym razem słuchając "I" mam wrażenie, że oglądam wspaniały film - przepełniony pięknymi (aczkolwiek nienachalnymi) efektami specjalnymi, dzieło stworzone z prawdziwym rozmachem, z ciekawym scenariuszem, pięknymi zdjęciami i perfekcyjnie wykonaną pracą reżysera. Jeśli ktoś szuka muzyki, której się nie słucha, ale przeżywa, to lepiej nie mógł trafić.

Ocena: 9/10

Xerath - False History

2 komentarze:

  1. Świetna recenzja, jednak mi ta mieszanka nie przypadła do gustu, choć przesłuchałem obie płyty we wszystkie strony. Cóż, nie wszystko musi wchodzić i się podobać. Ale sam pomysł na taką mieszankę zaiste szatański...

    OdpowiedzUsuń
  2. Próbowałem się dzisiaj przekonać do tego zespołu ze względu na tag "symphonic". I o ile orkiestracje są fajne, to ten groove jest totalnie nie dla mnie. Przysłowiowe czy/dziesięć.

    OdpowiedzUsuń