czwartek, 22 września 2011

Les Discrets - Septembre Et Ses Dernières Pensées (2010)

Kiedy jesień leniwie rozciąga się za oknem

Data wydania: 29.03.2010
Gatunek:
shoegaze/post-rock/post-metal
Kraj: Francja

Tracklista:
01. L’ Envol des Corbeaux
02. L’ Échappée
03. Les feuilles de l’ olivier
04. Song for Mountains
05. Sur les Quais
06. Effet de Nuit
07. Septembre et ses dernières Pensées
08. Chanson d’Automne
09. Svipdagr & Freyja
10. Une Matinée d’ Hiver

Skład zespołu:
Fursy Teyssier - wokal, gitara, gitara basowa
Audrey Hadorn - wokal
Winterhalter - Drums

Autor recenzji: Est

Les Discrets to w miarę świeża francuska kapela, która założona została w 2003 roku przez Fursy Teyssiera, wkrótce do zespołu dołączyli Audrey i Winterhalter. Do tej pory na swoim koncie mieli tylko split z inną francuską kapelą, Alcest. Owo wydawnictwo swoją premierę miało w 2009 roku. Les Discrets składającym się z trzech osób zainteresowała się niemiecka wytwórnia Prophecy Productions, czego pierwszym owocem był właśnie wspomniany split, a kolejnym jest pełny studyjny album zatytułowany "Septembre Et Ses Dernieres Pensées", którego premiera przypadła na końcówkę marca 2010 roku. Na album złożyło się 10 kompozycji utrzymanych w klimacie shoegaze/post-rock/post-metal.


Za oknem hula wiatr, liście powoli opadają z drzew, a z nieba sączy się powoli deszcz. Tak, od samego początku kiedy usłyszałem to wydawnictwo zastanawiałem się dlaczego premiera miała miejsce na wiosnę? Niestety po dziś dzień nie znalazłem odpowiedzi. Muzyka zawarta na "Septembre Et Ses Dernieres Pensées" to ewidentnie jesienne granie (znaczenie tytułu w wolnym tłumaczeniu to "Wrzesień i jego ostatnie myśli"). Smutne, a wręcz przygnębiające, wolne, ale wpadające w ucho i na długo pozostające w pamięci. Wszystkie utwory są zaśpiewane w języku francuskim - nawet utwór, którego tytuł brzmi "Song For Mountains". Jest to bardzo duża zaleta, nie umiem sobie wyobrazić któregokolwiek z zawartych tutaj kawałków śpiewanego w języku angielskim, francuski jednak ma w sobie to coś, jakąś taką smutną magię.

Krótki otwieracz "L’ Envol des Corbeaux" może przywoływać u niektórych osób skojarzenia ze ścieżką dźwiękową do gry "Diablo II" (ma faktycznie kilka cech wspólnych), ale dalsza część albumu już takich skojarzeń nie przywoła. Jak już wspomniałem album jest lekki, przygnębiający (udało im się połączyć te dwa elementy), ale wpadający w ucho - taka jesienna muzyka idealna do słuchania wieczorami. Stąd też najważniejszy jest tutaj klimat i ogólny wydźwięk tego albumu, on miał być jesienny, dlatego został również opatrzony odpowiednią grafiką, która może się kojarzyć z jakimiś mrocznymi bajkami braci Grimm.

Ale wracając do samej muzyki - można tutaj trafić na nieco szybsze kompozycje takie jak "Les feuilles de l’ olivier", "Svipdagr & Freyja", do tej grupy można też podciągnąć "Effet de Nuit". Te utwory dość mocno się wybijają, ale mi swojego tempa nie psują nastroju, a wręcz go umacniają. Choć trzonem tego wydawnictwa są kompozycje wolne, spokojne i pełne smutku. I tutaj na czoło wysuwa się "Chanson d’Automne" (jak nic potwierdzenie, że to jesienna muzyka) z niesamowitymi wokalami Fursy Teyssiera i delikatną pracą gitary, tuż za nim tytułowy "Septembre et ses dernières Pensées", który z początku brzmi jakby miał być tylko wstępem do czegoś większego, a stawkę zamyka "Song for Mountains". To są oczywiście najważniejsze kawałki, ale nie oznacza to, że pozostałe to gnioty niewarte wymienienia.

Ważnym utworem jest na pewno "Sur les Quais", w którym bardzo mocno zaznacza się wokalny duet Audrey z Fursy. Tak się zastanawiam czy są tutaj jakieś słabsze momenty i dochodzę do wniosku, że nie ma. Wszystko utrzymane jest na wysokim poziomie i po prostu kiedy zacznie się słuchać "Septembre et ses dernières Pensées" to nie sposób się od tego oderwać. A tak, na koniec dostajemy pozytywnie nastrajający kawałek "Une Matinée d’ Hiver", jak słychać zimowe popołudnie może być optymistyczne, a może po prostu już gdzieś pod lekko topniejącym śniegiem widać pierwsze oznaki nadchodzącej wiosny?

Trio wchodzące w skład Les Discrets zaserwowało album niezwykły, klimatyczny, smutny, ale z pozytywnym zakończeniem. W żadnym wypadku nie można się przy nim nudzić. Każdy kolejny utwór to jak odkrywanie piękna jesieni. Kiedy sięgam po ten album mam wrażenie, że Francuzi zabierają mnie w niespełna 45 minutową podróż po smutnym jesiennym świecie wypełnionym przyrodą ustępującą przed nadchodzącą zimą. "Septembre Et Ses Dernieres Pensées" to idealna propozycja do słuchania w długie, smutne jesienne wieczory i jednocześnie jeden z najlepszych debiutów 2010 roku.

Ocena: 10/10

6 komentarzy:

  1. Klasyczny shoegaze jest słit, ale jakoś w połączeniu z metalem mi nie pasuje. Chociaż też nie prałem się jakoś mocno na ten album.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi stwór z okładki bardziej przypomina Bukę z Muminków, taką bardziej psychodeliczną i straszną.
    Poza tym skoro płyta jest "jesienna" to pasuje, Buka przychodziła jesienią a potem jeszcze zimą...

    OdpowiedzUsuń
  3. No gdzie buka? Przecież ona nie miała takiego nosa :P
    Właśnie sobie słucham nowych numerów Les Discrets zawartych na splicie z Arctic Plateau. Powiem tak - nowe kawałki są utrzymane w takim samym klimacie jak te z albumu. Jakościowo też stoją na tym samym poziomie - mam nadzieję, że niedługo będzie drugi LP :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, kwestia wyobrażenia. Jakoś nigdy nie potrafiłem sobie wyobrazić Buki jak na tych rysunkach Jansson. A płytka naprawdę świetna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za przypomnienie tej kapitalnej płyty i to w taki czas ;]

    OdpowiedzUsuń
  6. Niby pora roku idealna na słuchanie Les Discrets, ale za oknem liście nadal zielone :P

    OdpowiedzUsuń