Keeper of the Seven Keys Part III?
Data wydania: 26.02.1990
Gatunek: Power Metal
Kraj: Niemcy
Tracklista:
Tracklista:
1.
Welcome - 0:57
2. Lust
for Life - 5:20
3.
Heaven Can Wait - 4:28
4. Space
Eater - 4:35
5. Money
- 3:38
6. The
Silence - 6:25
7. Hold
Your Ground - 4:49
8. Free
Time - 4:57
9.
Heading for Tomorrow - 14:32
10. Look at Yourself (Uriah Heep cover) - 4:43
Skład:
Ralf
Scheepers - wokal
Kai
Hansen - gitara, wokal
Uwe
Wessel - bas
Matthias
Burchardt - perkusja
Autor
recenzji: Frodli
Po opuszczeniu Helloween Kai założył coś tam nagrywał z Blind Guardian, ale żeby dać upust swej kreatywności, założył własny projekt, zaprosił Ralfa Scheepersa na wokal i nagrał płytę bijącą na całej linii „Pink Bubbles Go Ape”.
Po intrze
„Welcome” zaczyna się power metalowa jazda w postaci „Lust for Life”. Już od
pierwszych dźwięków możemy być pewni, że czeka nas lekki, łatwy i przyjemny w
odbiorze, ale też dający pozytywnego kopa album. Z debiutu Gammy po prostu
wieje optymizmem. Część instrumentalna jasno daje do zrozumienia, kto w zespole
ma najwięcej do powiedzenia- Kai Hansen sypie solówkami jak z rękawa (jakby w
poprzednim zespole nikt nie pozwalał mu się wyszaleć). „Heaven Can Wait”
kojarzy się trochę z „I Want Out”, ale ogólnie to utwór, podczas którego
słuchaczowi nie schodzi uśmiech z twarzy. Z trzech znanych mi kawałków o tym
tytule (pozostałe dwa to kompozycje Iron Maiden i Grave Digger) ten jest moim
zdecydowanym faworytem. Następny utwór to lekka zmiana klimatu, cięższy riff i
aura tajemniczości, a także bardziej wyróżniający się bas. „Space Eater” z
prześwietnym przejściem do części „A little bit...”. Jeśli Kai Hansen
pozazdrościł Weikiemu jajcarskiego klimatu „Rise and Fall”, to „Money” świetnie
ripostuje. Najkrótszy utwór na płycie, ale szybki, ze zmianami tempa i bawiącym
do rozpuku skandowaniem „money money money”. Hicior pełną gębą. Na stonowanie
nastrojów muzycy zaserwowali piękne „The Silence”. Połowa w wolnym tempie i
magicznym klimacie, później przyspieszenie dla solówki i epickie zakończenie.
Masterpiece po prostu. „Hold Your Ground” wali prosto w pysk od samego
początku- znów mamy do czynienia z neoklasycznymi zagrywkami, luźną atmosferą i
przebojowością, razić może jedynie bardzo prosty refren. To, co dzieje się od
momentu 2:20 to wyraźna zrzyna od Deep Purple, tylko momentu nie mogę sobie
przypomnieć. Ósmy w kolejności „Free Time” to jedyna kompozycja wokalisty na
płycie. Utwór jest bardziej hard rockowy, tekst też należy do tych
„luźniejszych”. Kompozycja tytułowa to typowy epik- czternaście i pół minuty,
chóralne rozpoczęcie, zmiany tempa, ambitny, egzystencjalny tekst- trudno
oprzeć się wrażeniu, że najlepsze zostawili nam na koniec, niczym w obu „Keeperach”.
Klimatyczne zwolnienie pozwala wyciszyć się i przygotować do dalszej części
utworu. W ósmej minucie kawałek nagle przyspiesza i rozpoczyna się „finalna”
część kompozycji. Pomimo całej potęgi rzeczonej pozycji trzeba jednak przyznać,
że Kai nie dorównał swemu najlepszemu dziełu, „Halloween”. Na deser został
cover Uriah Hepp pod tytułem „Look at Yourself”. Co by tu powiedzieć, oryginał
jest nie do podrobienia.
Słuchając „Heading For Tomorrow” momentami można mieć deja-vu z pobytu Hansena w Helloween (np. Ralf czasem typowo śpiewa „pod Kiske”, niektóre motywy też są podobne). Trzeba jednak przyznać, że wydając solowy album Kai nie zaczynał od zera, miał już spore doświadczenie, co zaowocowało albumem niemal idealnym. Czy czegoś tu brakuje? Mi osobiście tylko Kiske i żałuję, że nie odszedł z Kaiem z Helloween. Przez sporą część płyty ma się wrażenie, że kawałki były pisane „pod niego”.
Ocena: 9.5/10
Najlepsza Ramma Gej, to tzw aksjomat.
OdpowiedzUsuń"Pomimo całej potęgi rzeczonej pozycji trzeba jednak przyznać, że Kai nie dorównał swemu najlepszemu dziełu, „Halloween”."
OdpowiedzUsuńEee nie, tytułowy to najlepsze co Hansen kiedykolwiek skomponował.
W dodatku HFT>RID>H