wtorek, 16 sierpnia 2011

"Six o'clock on a Christmas morning... and for what?"

Dream Theater - Awake
Rok: 1994
Gatunek: progressive metal
Kraj: USA

1. 6:00 05:31
2. Caught In A Web 05:28
3. Innocence Faded 05:43
4. Erotomania 06:44
5. Voices 09:54
6. The Silent Man 03:48
7. The Mirror 06:45
8. Lie 06:34
9. Lifting Shadows off a Dream 06:05
10. Scarred 10:59
11. Space-Dye Vest 07:30

James LaBrie - wokal
John Petrucci - gitara
John Myung - bas
Kevin Moore - klawisze
Mike Portnoy - perkusja

Autor: Vismund

Dream Theater- wiadomo, najsłynniejszy i najlepszy progressive metalowy zespół w historii itp., itd., etc. Nie chcę wchodzic w dywagacje czy słusznie przyznaje się takie miano Amerykanom czy też nie- takich dyskusji w sieci spolaryzowanej odwiecznym sporem pomiędzy fanatykami zespołu (łykającym bez popitki wszystkie wydawnictwa- między innymi rzyg w postaci SDOIT- meh), a zatwardziałymi hejterami (trzeba być szalonym aby nie uznac wielkości SFM) było do... no sporo. Pragnę tylko przypomniec ze ta kapela, zanim zdziadziała do reszty, potrafiła skopac tyłek. I to mocno.

Okładka wbrew pozorom mówi sporo- tak, to jest prog metal z lat 90, przede wszystkim METAL. Jak na tamte czasy bardzo nowoczesny metal- jest ciężej, znacznie ciężej niż na pokrewnych wydawnictwach tego okresu, co jest, można by nawet rzec, dosyć awangardowe. Ciężar ten to głównie tłuste, wgniatające w glebę (oj tak) riffy wygrywane przez Petrucciego na siedmiostrunowym Ibanezie. Pomaga również fakt że „Awake” to nic innego jak brzmieniowa żyleta- takie TOT również w teorii powinno miażdżyc, jednak wszystko zostaje spieprzone przez to obrzydliwie spłaszczenie dźwięku.

Inne grzechy przyszłości również się tu jeszcze nie pojawiają. Na albumie nie ma żadnej bezmyślnej masturbacji- w "6:00" John nie pokusił się nawet o jedno solo (chyba żeby liczyc ten króciutki wybuch w zakończeniu). Jak już shred to po prostu czaderski, tak jak w sunącym instrumentalnym walcu. O Kevinie nie muszę się wypowiadac w tym kontekście- o tak potwornie inteligentnego muzyka trudno, wielka szkoda że zdecydował się odejśc. Jednak jego autorski kawałek nie pozostawia złudzeń- tak komponują tylko indywidualiści. Jest to oczywiście najlepsza ballada Dream Theater. Liryzm, jednak nie kicz- wystarczy porównac z megagejowatymi „Answer Lies Within” czy „Wither”. Jeden z najbardziej hejtowanych heavymetalowych wokalistów (nawet niekiedy przez wiernych fanów zespołu) James LaBrie jest tutaj w szczycie formy, kto wie, może gdyby nie choroba to zapamiętany by został jako Prawdziwy Prog Metalowy Piejca. Sekcja rytmiczna również jest w swoim najlepszym czasie- nie chodzi bynajmniej o technikę gry, po prostu tyle niesamowitego groovu nie znajdzie się na innym wydawnictwie drimów. Bo kto niby nie robi air drummingu przy intrze „6:00”?

Kompozycje same w sobie są bardzo solidnie przemyślane- to jak zbudowana jest sekcja instrumentalna w „Caught In A Web” czy „Innocence Faded” wywołuje opad szczęki. Może nie uświadczymy tu takich sygnatur czasowych jak na SFM, które powodują eksplozję mózgu, ale w myśl „co za dużo to niezdrowo” wydaje się to zbędne. Ważne jest to, że każdy numer posiada swój swoisty charakter i jest dopieszczony do granic możliwości („Caught In A Web”, 3:37-4:12- właśnie dla takich chwil warto słuchac proga).

Nie wiem czy to tylko moje odczucie, nie wiem też czy to było intencją zespołu, ale atmosfera tych nagrań jest mocno „urbanistyczna” (nie mylic z industrialną). Doprawdy bardzo łatwo wyobrazic sobie historie o codziennych zmaganiach przedstawione w tekstach na tle zatłoczonych ulic Wielkiego Jabłka.

Taki tam „pierwiastek magiczny”- przesądzający w nadaniu „Awake” tytułu płyty wybitnej.

3 komentarze:

  1. Posłuchałem zachęcony recenzją, ale jak dla mnie to jednak za nudne. Dziwnym trafem płyta z 2009 najlepiej mi wchodzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to dziwne bo jest tragiczna :D Płyty z lat 2002-2009 to bolesny upadek, za wyjątkiem TOT które jest niezłe, ale tylko niezłe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Awake to jedna z najwspanialszych płyt jakie powstały ever.

    OdpowiedzUsuń