Data wydania: 2009
Gatunek: Technical Thrash Metal
Kraj: Polska
Tracklista:
1. Introx 00:38
2. Mechanoth 03:12
3. RCS01 04:18
4. Mechatronic robotics 03:06
5. Biocybermedical alterations 05:30
6. Supermegagrid 04:50
7. Malfunction 04:03
8. Destabilization 03:35
9. Re-control 04:59
Skład:
Robert Kocoń – bas, wokal
Robert Słonka – gitara
Bogdan Kubica – perkusja
Autor recenzji: Marko
Kraj: Polska
Tracklista:
1. Introx 00:38
2. Mechanoth 03:12
3. RCS01 04:18
4. Mechatronic robotics 03:06
5. Biocybermedical alterations 05:30
6. Supermegagrid 04:50
7. Malfunction 04:03
8. Destabilization 03:35
9. Re-control 04:59
Skład:
Robert Kocoń – bas, wokal
Robert Słonka – gitara
Bogdan Kubica – perkusja
Autor recenzji: Marko
Grupa Myopia nie osiągnęła do tej pory - nawet w metalowym podziemiu - choćby przeciętnej popularności i to nawet pomimo tego, iż jej trzy dotychczasowe wydawnictwa (omawiany tutaj album oraz Subconsciously Unconscious z 2002 i Enter Insect Masterplan z 2007 roku) miały przeważnie całkiem niezłą „prasę”. Po dogłębnym zapoznaniu się z Biomechatronic Intervention zrozumiałem, dlaczego tak się stało i dlaczego najprawdopodobniej ten stan rzeczy się w najbliższej przyszłości nie zmieni. Po prostu twórczość zespołu wywodzącego się z Bielska-Białej to muzyka bardzo niszowa, na którą większego popytu nigdy nie było i z pewnością nigdy nie będzie.
Jeśli ktoś ma tu jeszcze jakiekolwiek wątpliwości to napiszę to od razu: przy odsłuchu najnowszego wypieku Myopii można zapomnieć o odnalezieniu na nim jakichkolwiek przejawów chwytliwości. Mam tu na myśli chwytliwość pojmowaną zarówno klasycznie, czyli jako ciekawe, „zaczepne” melodie, jak i chwytliwość rytmiczną (okazje do przytupywania do rytmu, odpowiednie bujanie). Nie ten pokój Panie i Panowie...
Myopia jawi się na Biomechatronic Intervention jako zespół grający bardzo ciężki w odbiorze, matematyczny i ultratechniczny metal, w którym nie ma miejsca na zwykłe akordy i "normalne" tempa. Całość jest utrzymana w dość chorym, momentami nawet przytłaczającym klimacie, przywodzącym na myśl jakiś szalony miks technicznego Voivod (część wokali, "fałszujące" akordy gitarowe) z wyczynami o tyle genialnych, co niezrozumianych przez wielu słuchaczy panów z Meshuggah (część wokali, rytmika).
Do tego typu dźwięków idealnie pasuje sucha produkcja, która tym razem sama w sobie jednak idealna nie jest - niezbyt przestrzenna, dość płaska, jakby wyjęta z techno thrashowych albumów z początku lat 90tych. Cóż, taka jednak jest to konwencja. Przez to podejście chyba najbardziej ucierpiało brzmienie gitar, które nie jest zbyt porywające; perkusja prezentuje się pod tym względem trochę lepiej.
Rozpatrując popisy poszczególnych członków kapeli, trzeba obiektywnie przyznać, że instrumentalnie jest naprawdę nieźle, natomiast warstwa wokalna czasami jest chyba zbyt monotonna, co dodatkowo utrudnia odbiór tego i tak niełatwego albumu.
Odnośnie samych kompozycji - trzymają one podobny poziom. Jestem pewien, że nie wszyscy słuchacze pokusiliby się nawet o rozróżnienie kolejnych kawałków, a co dopiero mówić o wybraniu swoich faworytów, jednak ja aż takich problemów z tym nie miałem. Dla mnie najlepszym numerem na tym wydawnictwie jest utwór zamykający całość, czyli "Re-Control". Chociaż stylistycznie nie różni się on niemal wcale od innych w tym zestawie, to jednak zdarzają się w nim momenty, w których to zespół, nawet dla mniej wyrobionego słuchacza, brzmi całkiem znośnie (chociaż w dalszym ciągu nie jest to muzyka "salonowa"), a więc odpowiednio czadowo, momentami specyficznie, nastrojowo (bardzo silnie słyszalne echa Voivod) i nawet chwytliwie (przez... kilkanaście sekund!). Do tego dochodzą jeszcze ciekawe, dość efektowne solówki gitarowe.
Inne utwory, które dość szybko mi się spodobały, to pierwszy w kolejności (po intrze) "Mechanoth" (w przejściu na początku 3 minuty słychać echa Believera z okresu Sanity Obscure) oraz "Biocybermedical Alterations" (z ciekawym, mrocznym wstępem i bardzo fajnymi, wpadającymi w ucho [!] "mechanicznymi" wokalami w końcówce).
Nie jest to zła płyta. To po prostu płyta bardzo trudna, dla niektórych na pewno asłuchalna i zaprzeczająca równaniu "muzyka = rozrywka". Technika jest tu na wysokim poziomie, zakręcenie aranżacyjne na bardzo wysokim, jednak brak tutaj tego pierwiastka, tej iskry, która sprawia, że człowiekowi jednak chce się wracać do innych, niekiedy równie skomplikowanych i pogmatwanych albumów, np. Mekong Delty. Tutaj są niezłe fragmenty, całość jednak nie robi jakiegoś wielkiego wrażenia. Ot, dość solidna płyta w swojej kategorii, budząca uznanie pod względem instrumentalnym, warsztatowym, jednak po prostu bez głębi, przelatująca trochę obok słuchacza. Dla niektórych będzie to sztuka, dla innych hałas. Ja jestem troszkę pośrodku, z lekkim wskazaniem na sztukę, niekoniecznie najwyższych lotów. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest to jednak tylko taka rzecz nagrana dla radości i spełnienia samych muzyków. Dla przeciętnego odbiorcy, mimo, że czas trwania nie przekracza 35 minut, całościowo jest to materiał po prostu nużący.
Krótko mówiąc - jeśli człowiek nie jest obyty w tego typu muzie, to naprawdę nie ma tu czego szukać. Dla sympatyków power metalu ten album mógłby nie istnieć, fanatycy technicznego łomotu mogą uznać „Biomechatronic Intervention” nawet za bardzo dobrą płytę, natomiast fani technicznego grania z duszą i odpowiednią koncepcją (czyli np. ja) posłuchają ją kilka razy i z mieszanymi uczuciami odłożą po jakimś czasie na bok.
Ocena: 5/10
Jeśli ktoś ma tu jeszcze jakiekolwiek wątpliwości to napiszę to od razu: przy odsłuchu najnowszego wypieku Myopii można zapomnieć o odnalezieniu na nim jakichkolwiek przejawów chwytliwości. Mam tu na myśli chwytliwość pojmowaną zarówno klasycznie, czyli jako ciekawe, „zaczepne” melodie, jak i chwytliwość rytmiczną (okazje do przytupywania do rytmu, odpowiednie bujanie). Nie ten pokój Panie i Panowie...
Myopia jawi się na Biomechatronic Intervention jako zespół grający bardzo ciężki w odbiorze, matematyczny i ultratechniczny metal, w którym nie ma miejsca na zwykłe akordy i "normalne" tempa. Całość jest utrzymana w dość chorym, momentami nawet przytłaczającym klimacie, przywodzącym na myśl jakiś szalony miks technicznego Voivod (część wokali, "fałszujące" akordy gitarowe) z wyczynami o tyle genialnych, co niezrozumianych przez wielu słuchaczy panów z Meshuggah (część wokali, rytmika).
Do tego typu dźwięków idealnie pasuje sucha produkcja, która tym razem sama w sobie jednak idealna nie jest - niezbyt przestrzenna, dość płaska, jakby wyjęta z techno thrashowych albumów z początku lat 90tych. Cóż, taka jednak jest to konwencja. Przez to podejście chyba najbardziej ucierpiało brzmienie gitar, które nie jest zbyt porywające; perkusja prezentuje się pod tym względem trochę lepiej.
Rozpatrując popisy poszczególnych członków kapeli, trzeba obiektywnie przyznać, że instrumentalnie jest naprawdę nieźle, natomiast warstwa wokalna czasami jest chyba zbyt monotonna, co dodatkowo utrudnia odbiór tego i tak niełatwego albumu.
Odnośnie samych kompozycji - trzymają one podobny poziom. Jestem pewien, że nie wszyscy słuchacze pokusiliby się nawet o rozróżnienie kolejnych kawałków, a co dopiero mówić o wybraniu swoich faworytów, jednak ja aż takich problemów z tym nie miałem. Dla mnie najlepszym numerem na tym wydawnictwie jest utwór zamykający całość, czyli "Re-Control". Chociaż stylistycznie nie różni się on niemal wcale od innych w tym zestawie, to jednak zdarzają się w nim momenty, w których to zespół, nawet dla mniej wyrobionego słuchacza, brzmi całkiem znośnie (chociaż w dalszym ciągu nie jest to muzyka "salonowa"), a więc odpowiednio czadowo, momentami specyficznie, nastrojowo (bardzo silnie słyszalne echa Voivod) i nawet chwytliwie (przez... kilkanaście sekund!). Do tego dochodzą jeszcze ciekawe, dość efektowne solówki gitarowe.
Inne utwory, które dość szybko mi się spodobały, to pierwszy w kolejności (po intrze) "Mechanoth" (w przejściu na początku 3 minuty słychać echa Believera z okresu Sanity Obscure) oraz "Biocybermedical Alterations" (z ciekawym, mrocznym wstępem i bardzo fajnymi, wpadającymi w ucho [!] "mechanicznymi" wokalami w końcówce).
Nie jest to zła płyta. To po prostu płyta bardzo trudna, dla niektórych na pewno asłuchalna i zaprzeczająca równaniu "muzyka = rozrywka". Technika jest tu na wysokim poziomie, zakręcenie aranżacyjne na bardzo wysokim, jednak brak tutaj tego pierwiastka, tej iskry, która sprawia, że człowiekowi jednak chce się wracać do innych, niekiedy równie skomplikowanych i pogmatwanych albumów, np. Mekong Delty. Tutaj są niezłe fragmenty, całość jednak nie robi jakiegoś wielkiego wrażenia. Ot, dość solidna płyta w swojej kategorii, budząca uznanie pod względem instrumentalnym, warsztatowym, jednak po prostu bez głębi, przelatująca trochę obok słuchacza. Dla niektórych będzie to sztuka, dla innych hałas. Ja jestem troszkę pośrodku, z lekkim wskazaniem na sztukę, niekoniecznie najwyższych lotów. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest to jednak tylko taka rzecz nagrana dla radości i spełnienia samych muzyków. Dla przeciętnego odbiorcy, mimo, że czas trwania nie przekracza 35 minut, całościowo jest to materiał po prostu nużący.
Krótko mówiąc - jeśli człowiek nie jest obyty w tego typu muzie, to naprawdę nie ma tu czego szukać. Dla sympatyków power metalu ten album mógłby nie istnieć, fanatycy technicznego łomotu mogą uznać „Biomechatronic Intervention” nawet za bardzo dobrą płytę, natomiast fani technicznego grania z duszą i odpowiednią koncepcją (czyli np. ja) posłuchają ją kilka razy i z mieszanymi uczuciami odłożą po jakimś czasie na bok.
Ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz