piątek, 7 października 2011

Helloween - Unarmed: Best of 25th Anniversary (2010)

Kolejny kamień milowy w rozwoju power metalu

Data wydania: 1.02.2010
Gatunek: Symphonic Power Metal/Jazz/Country
Kraj: Niemcy

Tracklista:
1. Dr. Stein - 3:59
2. Future World - 4:13
3. If I Could Fly - 3:28
4. Where the Rain Grows - 5:09
5. The Keeper's Trilogy (Medley) - 17:06
6. Eagle Fly Free - 3:50
7. Perfect Gentleman - 4:18
8. Forever & One - 4:25
9. I Want Out - 4:22
10. Fallen to Pieces - 3:28
11. A Tale that Wasn't Right - 4:46

Skład:
Andi Deris - wokal
Michael Weikath - gitara
Sascha Gerstner - gitara
Markus Grosskopf - bas
Dani Löble - perkusja

Autor recenzji: Frodli

Rok 2010 poza tym, że zamyka pierwszą dekadę XXI wieku, to również przynosi ze sobą ćwierćwiecze studyjnej aktywności Helloween, legendarnych już ojców założycieli power metalu. Z tej oto okazji postanowili oni uraczyć fanów składanką, jakiej świat nie widział i nie słyszał. Ba! Zapewne nigdy więcej już nie usłyszy, bo takiego poziomu perfekcji oni sami mogą już nie powtórzyć.

Saksofony otwierają pierwszy z jedenastki szlagierów. Rzecz jasna mowa o „Dr. Stein”. Kto nie widział teledysku z gościnnym udziałem pań z jazz-bandu, nie pojmie w pełni kultu utworu. Energia, moc i wszechobecna radość bijąca z kompozycji wywołuje zachwyt nad nową aranżacją i nie ściąga uśmiechu z ust do końca dnia. Jakby tego było mało, kolejnym hitem w kolejce jest „Fututre World”. Rzecz jasna już w 1987 roku miażdżył uszy metalowej braci, ale tym razem powinno się bić pokłony przed bardziej epicką odsłoną utworu. Oczyma wyobraźni powinniśmy przenieść się do tego grill party, gdzie podpici panowie z akustykami wygrywają melodię do tańczącego z tamburynkiem dokoła ogniska Andiego... Prawda, że magiczne? Wśród wielu płyt nagranych przez Helloween jest jedna uważana za szczególnie udaną i zarazem najcięższą, mowa oczywiście o „The Dark Ride”. To z niej pochodzi ukochane przez fanów „If I Could Fly”. Jeśli można było nadać mu więcej magii i patosu, to udało się to właśnie na „Unarmed”. Samo wejście orkiestry symfonicznej zwiastuje, że będziemy mieli do czynienia ze stu karatowym diamentem... Nie muszę chyba pisać, że pozycja spełnia pokładane w niej nadzieje. Wykładu z historii ciąg dalszy... Gdy po niezbyt udanym „Chameleon” zespół opuścił legendarny Michael Kiske, na jego miejsce przybył Andi Deris, z którym to Helloween wydał potężne „Master of the Rings”. Jednym z firmujących go numerów było „Where the Rain Grows”, które figuruje na krążku pod numerem cztery. Spójrzmy prawdzie w oczy- dawno na metalowej scenie nie było takiego wyciskacza łez. Kto ma partnerkę, niechaj kupuje dobre wino, bukiet róż i puszcza ten kawałek... Satysfakcja gwarantowana. Która z długaśnych kompozycji Helloween jest najbardziej epicka, po prostu najlepsza? „Halloween”, „Keeper of the Seven Keys” czy może „The King for a 1000 Years”? Zespół pozwolił słuchaczom samym sobie odpowiedzieć na to pytanie miksując te utwory ze sobą w symfonicznym “The Keepers’s Trilogy” uświetnionym przez Praską Orkiestrę Symfoniczną znaną chociażby z płyt Rage, Theriona i Iced Earth. Rzecz jasna odpowiedź na postawione kilka wersów wyżej pytanie pozostaje do osobistej interpretacji... Szkoda tylko, że do medleya nie załapało się „Occassion Avenue”. Klasyków ciąg dalszy, czyli „Eagle Fly Free” i dalsze miażdżenie klimatem. Panowie jak widać mają sentyment do wydawnictwa z 1994 roku, bo poza Keeperami to jedyny krążek, który załapał się na więcej, niż jeden cover. „Perfect Gentelman” ujmuje luzem typowym dla zespołu. Aż strach pomyśleć, jakie jaja wynikły by z sięgnięcia po „Rise and Fall” czy „The Game is On”. Na swojego przedstawiciela zasłużyło sobie też „The Time of the Oath”, a mowa o "Forever And One (Neverland)". Piękne, wzruszające pianino i wstrząsający do głębi głos Andiego skruszą serce nawet najbardziej zatwardziałego, beznamiętnego słuchacza. Czego chcieć więcej? Ano, następnego killera z którejś z legendarnych płyt. „I Want Out” pasuje jak ulał. Jak powszechnie wiadomo stadionowe, chóralne przyśpiewy i fujarki niszczą bardziej, niż nawet najbardziej wysublimowana solówka gitarowa i muzycy zdecydowali się sięgnąć po ten patent. Na pewno ich śladami podażą rzesze naśladowców, bo jak wiadomo co Helloween wylansuje, to odbija się szerokim echem w metalowym świecie. „Fallen to Pieces” z ostatniego albumu dobitnie świadczy o tym, że na przestrzeni lat zespół nie spuszcza z tonu. Śpiew z właściwym Derisowi i delikatne, transowe elektroniczne dźwięki w tle mogą stanowić doskonały soundtrack do zasypiania. Niestety wszystko to, co dobre, szybko się kończy. Stąd niespełna godzinny krążek zamyka mistrzowskie „A Tale That Wasn’t Right”. Lepszego zamknięcia wręcz nie można sobie wymarzyć.

Panowie pokazali pozerom, jak powinno się grać power metal. Zastępy gołowąsów z Niemiec, Skandynawii (o Dalekim Wschodzie nie mówiąc) mogą porzucić uprawiane przez siebie melodyjne pitu pitu i podążyć jedynie słuszną muzyczną ścieżką wytyczoną przez ten album. Kolejny raz Helloween przeciera szlaki licznym, którzy będą się na nim wzorować.

Ocena: 10/10

3 komentarze:

  1. Podpisuje się rękami i nogami pod recką.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że tego albumu nie ma co rozpatrywać nie znając klipu do nowej wersji kawałka "Dr Stein":
    http://www.youtube.com/watch?v=XgmH6yl3Dkw

    OdpowiedzUsuń
  3. @Est: Świetny klip i przy okazji pokazuje, że Głos Helloween jest tylko jeden.

    OdpowiedzUsuń