Po co to komu?
Data wydania: 23.10.2009
Gatunek: Power Metal
Kraj: Niemcy
Tracklista:
1. Of Doom and Death - 6:30
2. The Ordeal - 7:02
3. Devil's Spawn - 6:37
4. Chasing the Rainbow - 7:08
5. Empire - 7:31
6. Ballad of Susan - 5:48
7. Legend (of Leto II) - 7:03
8. From the Ashes - 7:27
9. Dreamland - 2:32
Skład:
Jens Carlsson - wokal
Piet Sielck - gitara rytmiczna, wokal
wspomagający
Emil Norberg - gitara prowadząca
Yenz Leonhardt - bas
Mike Terrana - perkusja
Autor recenzji: Frodli
Przez cztery lata w zespole sporo się zmieniło. W kontrowersyjnych okolicznościach muzycy rozstali się z Thomenem Stauchem, założycielem bandu. Po czterech latach wracają z wymienioną sekcją rytmiczną- nowe nabytki to basista Yenz Leonhardt dla wyrównania sił (dwóch muzyków Persuader i dwóch Iron Savior) i występujący na prawo i lewo Mike Terrana.
Krążek otwiera melodyjka wprowadzająca
do utworu tytułowego traktującego o Rolandzie Deschainie, głównym
bohaterze „Mrocznej Wieży” Stephena Kinga. Najlepszy utwór
słuchacz otrzymał na samym początku i dalej można już nie
słuchać. Genialna kompozycja utrzymana w stylu z pierwszego albumu,
czyli mamy tu niszczącego Jensa i solówki pod Andre Olbricha.
Istotną zmianą w porównaniu z debiutem jest więcej chórków w
wykonaniu Pieta. Do tego patatajki Terrany i klasyczny, niemiecki
powerowy killer gotowy. Elektroniczne dźwięki rozpoczynają „The
Ordeal”. Mamy tu tradycyjny schemat wypracowany przez muzyków-
rozkręcająca się zwrotka, mostek (tu akurat raczej średni) i
niszczący refren. Przy solówce już można trochę narzekać, bo
podobnie, jak na debiucie wszystkie popisy gitarowe są bardzo
podobne. Pianinko zapowiada „Devil’s Spawn” z banalnym tekstem
o Jeźdźcu bez Głowy. Tutaj z początku tempo nie jest przesadnie
szybkie, ale refren dostaliśmy żwawszy. Co dalej? "Chasing the
Rainbow", z którego najlepiej zapada w pamięć kiczowaty,
aczkolwiek bardzo chwytliwy refren i potężne bębny w mostku.
Następnie rozpoczynające się mrocznie, najdłuższe na krążku
"Empire", do którego nie można się zbytnio przyczepić
poza niefortunnym Hallelujah w refrenie. W końcu kolejny kawałek
inspirowany „Mroczną Wieżą”, czyli „Ballad of Susan”
pisane z perspektywy Rolanda zwracającego się do swej pierwszej i
jedynej miłości. Tekst jest genialny, a sama ballada utrzymana jest
w queenowym nastroju z metalowym przytupem w drugiej części.
Następne dwa kawałki można opisać na zasadzie „weź wszystkie
kilkanaście motywów i pomysłów z poprzednich utworów, wyjmij po
kilka i zrób z nich dwie kompozycje”. Czyli to samo co na reszcie
płyty, ale już trochę nużące. Na zamknięcie baśniowe
„Dreamland”, miły i przyjemny instrumental.
Nie można uniknąć wrażenia, że Savage Circus nagrało drugą płytę na siłę. Za mało jest ciekawych pomysłów, a większość kawałków jest co najmniej o minutę za długa. W dodatku zespół odszedł od brzmienia z debiutu, które jeszcze potęgowało klimat płyt Blind Guardian z pierwszej połowy lat 90. Otrzymaliśmy sterylnie brzmiący, tradycyjny niemiecki power metal, który może się podobać, ale zdecydowanie nie zachwyca.
Ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz