środa, 18 maja 2011

Freedom Call - Eternity (2002)

"Eternity" znaczy wieczność

Data wydania: 2002
Gatunek: melodic metal
Kraj: Niemcy

Tracklista:
01.      Metal Invasion      06:48
02.     Flying High     04:09
03.     Ages of Power     04:41
04.     The Spell     00:54
05.     Bleeding Heart     04:58
06.     Warriors     04:20
07.     The Eyes of the World     03:55
08.     Flame in the Night     04:57
09.     Land of Light     03:54
10.     Island of Dreams     04:16
11.     Turn Back Time     05:04

Skład zespołu:
Chris Bay - wokal, gitara
Cedric Dupont - gitara
Ilker Ersin - gitara basowa
Dan Zimmermann - perkusja

Autor recenzji: Est

Freedom Call zapewne zna niemalże każdy szanujący się fan muzyki metalowej. Można znać tą kapelę z różnych powodów - jedni znają ją jako synonim do sformułowania "gay metal", inni do "cukierkowe p2p2", jeszcze inni za sprawą przebojowego i szybko wpadającego w ucho grania. Zespół w rok po wydaniu zaledwie dobrego "Crystal Empire" wydał "opus magnum" w swojej dyskografii - album, którego nie są w stanie przeskoczyć od 2002 roku. I zapewne nigdy ta sztuka im się nie uda. A były to zamierzchłe czasy, kiedy to Tobias Sammet wraz z kumplami zebrali się i połączyli tymczasowo w supergrupę o nazwie Avantasia. Panowie z Freedom Call nie mogli być gorsi - co prawda żadnych gości nie zapraszali, ale własnymi siłami musieli nagrać wydawnictwo, które będzie mogło się zmierzyć z melodyjnym potworem Sammeta i spółki.

"Eternity" to trzeci LP Niemców w karierze. Album trafił na półki dokładnie 3 czerwca 2002 roku za sprawą Steamhammer. Album rozpoczyna się od epickiego hymnu jakim jest utwór "Metal Invasion" - skojarzenie z chwytami znanymi z Avantasii jest oczywiste, zwłaszcza jeśli chodzi o grę chórem i symfonicznymi partiami. Jest to oczywiście bardzo przebojowy numer, ale jednak jego podniosły początek ma duży wpływ na całość. Sam refren, gdyby nie ta gitara grająca "p2p2" w tle byłby równie podniosły jak początek. "Flying High" to prawdziwy przebój znowu z łatwą to zapamiętania melodią i niezwykle chwytliwym refrenem. Oczywiście Chris Bay odwala kawał dobrej roboty za sitkiem - śpiewa z pasją i wychodzi mu to świetnie. Może ten kawałek nie jest tak dobry w zwrotkach, jak w refrenie, ale taki już urok Freedom Call. Jednym z prawdziwych killerów na tym wydawnictwie jest "Ages Of Power". Ostrzejsze partie wokalne tylko dodają specyficznego uroku tej kompozycji. Utwór bardzo melodyjny (zresztą jak wszystkie) i na pewno wyróżniający się na tle pozostałych. "Bleeding Heart" to niestety starszna męczarnia i jeden ze słabszych elementów znajdujących się na "Eternity". Płaczliwa ballada z lekkim kopem. Nijak jednak się ma do swjego następcy - kawałka, który od zawsze był u mnie numerem jeden jeśli chodzi o kompozycje Freedom Call. Mam na myśli oczywiście "Warriors". Niezwykle energiczny, ale i pełen patosu utwór, który może do tych najbardziej rozbudowanych nie należy, ale jak widać (a raczej słychać) utwór przyjął się świetnie i chyba nie ma osoby, która znałaby nazwę Freedom Call, a nie kojarzyłaby tej właśniej kompozycji. Prawdziwy przebojowy hymn. I do tego ta melodyjna gitara plumkająca w tle. "The Eyes Of The World" stawiam zawsze na równi z "Metal Invasion" - chociażby dlatego, że symfoniczne zagrywki są tutaj podobnie wykorzystane. Co prawda nie ma takich chórków jak w otwieraczu, ale klimat równie podniosły. Chris jak zwykle pieje, ale to akurat potrafi bardzo dobrze. Z albumami, które znam od dłuższego czasu mam taką sytuację, że wystarczy spojrzenie na tracklistę i już wyciągam po nazwie największe killery, czy słabsze kawałki - żadnego z powyższych nie miałem kiedy spojrzałem na nazwę "Flame In The Night". I nic dziwnego, utwór jest wolny, kompletnie pozbawiony jaj. Typowy kawałek, który podczas koncertów wymaga od fanów uruchomienia zapalniczki. Chociaż te chórki wypadają całkiem nieźle. Na szczęście ci, kórzy nie posnęli przy poprzednim numerze w nagrodę mają kolejny przebój pochodzący z tego albumu - "Land Of Light". Ten kawałek chyba już na zawsze będzie mi się kojarzył z "Reach Out For The Light" Avantasii. Co prawda obywa utowry niewiele mają ze sobą wspólnego, ale obydwa to przeboje w podobnym klimacie. Z tymże "Land Of Light" wydaje mi się jednak bardziej przebojowy - i trochę festyniarski (zwłaszcza jeśli chodzi o klawisze). W każdym razie słucha się go naprawdę przyjemnie. Do "Island Of Dreams" zawsze miałem dużą słabość. Co prawda nie jest to aż tak chwytliwy utwór jak "Warriors", ale takich właśnie kawałków brakuje na nowszych wydawnictwach Freedom Call - lekkich, łatwych w odbiorze, wpadających w ucho i niezwykle przebojowych. Na sam koniec dostajemy łzwą balladę, ale zagraną z klasą - "Turn Back Time". Zresztą utwór takich nieco szantowy. Zakończenie niestety niegodne takiego przebojowego wydawnictwa.

Freedom Call to kapela, która gra bardzo lekki i melodyjny metal - czasami nawet świta mi w głowie myśl, że to nie jest do końca metal, bo jest zbyt przesłodzony. Ale również za każdym razem kiedy sięgam po "Eternity" nie mogę się od niego oderwać. Co ciekawe zespół nigdy później nie nagrał przebojów godnych "Warriors", "Ages Of Power", "Metal Invasion", "The Eyes Of The World" czy "Land Of Light". Wygląda na to, że przy okazji tego albumu wykorzystali większość swoich najlepszych pomysłów. Dlatego "Eternity" brzmi jak składanka "The Best Of...", a w swojej "kategorii wagowej" według mnie nadal ten album nie ma sobie równych.

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz