środa, 9 listopada 2011

Poison Sun - Virtual Sin (2010)


Trucizna dla uszu?

Data wydania: 19.11.2010
Gatunek: heavy metal
Kraj: Niemcy


Tracklista:
01.    Voodoo
02.    Red Necks
03.    Hitman
04.    Rider In The Storm
05.    Killer
06.    Virtual Sin
07.    Princess
08.    Phobia
09.    Excited
10.    Forever

Skład:
Martina Frank - wokal
Herman Frank - gitara
Stefan Hammer - gitara basowa
Florian Schönweitz - perkusja

Autor recenzji: Est

Herman Frank jest niezmordowany. W 2010 roku nowy album Accept, który okazał się świetnym materiałem (chociaż mało kto wierzył w taki sukces bez Udo w składzie). Bardzo udana solowa przygoda na albumie "Loyal To None", na którym to wydawnictwie za sprawą Jiotisa Parcharidisa wielbiciele power/heavy metalu mogli przypomnieć sobie niezapomniane Human Fortress.W końcu przyszła pora na nowy projekt, w którym Frank postawił na współpracę z niedoświadczonymi muzykami. Ów projekt zwie się Poison Sun i w listopadzie pojawił się debiutancki album o tytule "Virtual Sin".

Skok w bok w Hermana Franka zapowiadał się w miarę solidnie po próbkach jakie kapela udostępniła na swoim profilu jeszcze przed premierą. Kiedy tylko nadarzyła się okazja, żeby zapoznać się z "Virtual Sin" nie mogłem się powstrzymać i zadowolony założyłem słuchawki na uszy i puściłem "play". Niestety, ale to co usłyszałem niemalże doprowadziło mnie do załamania nerwowego. Muzyka jest w porządku, Frank jak i pozostali muzycy dają radę, momentami nawet dobrze się przy tym buja, a i głowa sama kiwa się do rytmu. Co jest nie tak z tym materiałem? Chyba najbardziej byłbym zadowolony, gdyby ta kapela wydała album instrumentalny. Wokalistka psuje tutaj dosłownie wszystko - jej nieskładne pianie sprawia, że już przy drugim utworze miałem odruch, który kierował moją dłoń do przycisku "stop". Niestety dałem szansę pani Martinie Frank i posłuchałem albumu kilka razy, co było nie lada wyzwaniem. Nie dość, że album jest wokalnym dnem to jeszcze niesamowicie się dłuży, co dodatkowo działa na niekorzyść słuchacza (niestety). Ale jak w każdym tunelu, tak i tutaj jest niewielkie światełko - jest nim numer "Hitman", który po zmianie osoby wokalisty mógłby być prawdziwym hitem. Niby nic nadzwyczajnego, ale muzyka faktycznie sprawia, że noga tupie do rytmu - ten czar pryska z chwilą, w której wkracza Martina. Natomiast w tym kawałku warto zwrócić uwagę na chórki, które wypadają rewelacyjnie i szkoda, że to nie ludzie z chórków są tutaj głównymi głosami. Szukając jeszcze jakichś plusów niestety muszę spasować - z każdym kolejnym numerem pani Martina Frank brzmi coraz to gorzej. Jej wokal jest koszmarny...Poprawia się jako tako przy okazji coveru "Excited" (tytuł oryginału "I'm So Excited" Pointer Sisters) - może właśnie w takich klimatach wokalistka czułaby się lepiej? Może jednak nie warto się było łapać za heavy metal? To pytanie pozostawiam bez odpowiedzi.

Jak się okazuje nawet taki szczęściarz jak Herman Frank może zaliczyć wpadkę, wierzę, że wielbiciele jego talentu wybaczą mu Poison Sun. "Virtual Sin" to album, który można określić jednym słowem, które przewijało się przez moją recenzję - "niestety". To słowo doskonale opisuje wszystko co tutaj się dzieje (poza samą warstwą muzyczną, która jest zaledwie ok). Pani Martina kompletnie się zagubiła i zamiast zostać gwiazdą soft rocka, czy nawet pop skierowała się w stronę heavy metalu, a to zupełnie niepotrzebne, czego dowodem niech będzie numer "Excited". Nie polecam, wręcz odradzam kontakt z tym albumem. Jedno z najsłabszych wydawnictw 2010 roku.

Ocena: 2/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz