Rok wydania: 2010
Gatunek: Heavy MetalKraj: USA
Tracklista:
1. Out Of Time 06:13
2. Warriors 03:32
3. Executioner 04:54
4. Air Raid 03:44
5. Warhammer 04:24
6. Backstreet Crawler 04:55
7. Darkness On The Ice 03:06
8. Ride Ride 03:34
9. Return To Yagi 04:53
Skład:
The Baron Batteau - wokal
Mike "The Butcher" Bushur - gitara
Hateful Jared - gitara
Bob Scott - bas
The Mosquito Hawk - perkusja
Autor recenzji: Amaranth
Podczas słuchania współczesnych płyt, opartych na nieśmiertelnym NWOBHM, człowiek podświadomie zadaje sobie pytanie czym jest i dla kogo właściwie skierowany jest "nowocześnie" brzmiący legendarny nurt brytyjskiej odmiany Heavy Metalu. Odpowiedź nie jest taka prosta na jaką z pozoru wydawać się może. Melomanii wychowani i żyjący w czasach niepodzielnego panowania jego krystalicznie czystej odmiany nigdy do końca nie zaakceptują pewnych modyfikacji brzmienia i dostosowania go pod współczesnego odbiorcę, który to z kolei do końca nie zaakceptuje pierwotnej formy budowy poszczególnych kompozycji wciąż bazujących na specyficznie brzmiących riffach i liniach wokalnych. Zespoły, które decydują się połączyć klamrą różnicę trzydziestu lat grania, muszą liczyć się z tym, że ich muzyka trafi na niszowy grunt i olbrzymiego sukcesu komercyjnego raczej nie odniesie. Na takiej teorii opiera się filozofia muzyki uprawianej przez formację Züül i o ich debiucie "Out Of Time" słów więcej niż kilka.
Czym zatem owa filozofia w gruncie rzeczy jest? Sprawę po części nakreśliłem już na wstępie. Zespół na blisko czterdziestu minutach grania zaprezentował nowocześnie brzmiący NWOBHM, oparty na gitarowej „poezji” klasyków gatunku na czele z Angel Witch, Spartan Warrior, Quartz oraz wielu innych od których wyliczanka równie dobrze powinna się zaczynać. Mniej osłuchanym w gatunku na wyobraźnię powinno zadziałać hasło: Iron Maiden, której charakterystyczny styl wylewa się z głośników przy okazji „Executioner”, solówki w „Backstreet Crawler” tudzież „Warriors”. Generalnie praca gitar stanowi mocną stronę albumu. Bardzo dobrze współpracują z sekcją rytmiczną, panują niepodzielnie na pierwszym planie nadając wyraziste i klarowne brzmienie. Nie tworzą przesadnej surowości – bardziej zadziorność i zawadiackie podejście do receptorów słuchowych odbiorcy. Doskonale sprawdza się to w kompozycji „Darkness On The Ice” gdzie ich natarcia wprost pozbawiają kapci ze stóp. Jest to zarazem doskonały przykład na współczesną interpretację brytyjskiego nurtu przez Züül. Klasyczna dla stylu budowa kompozycji oparta na współczesnej technice operowania dźwiękiem. Gdyby ten sam utwór podać do zagrania samemu mistrzowi Kevinowi Heybourne’owi gdzieś na początku lat osiemdziesiątych, to jestem wręcz przekonany, że dziś byłby uznany za jedną z pereł brytyjskiego Heavy Metalu.
Na osobne potraktowanie zasługuje budowa linii wokalnych. Imć Baron Batteau bardzo dobrze realizuje tutaj swoje możliwości głosowe. Nie skrzeczy, nie piszczy nie jest też „klasycznym” głosem dla NWOBHM. Mam nieodparte wrażenie, że jego maniera lewituje gdzieś w okolicach „krzykaczy” klasyków...punk rocka. Nie zmienia to globalnego faktu, że jest on tu dopasowany i co ważne, nie męczy ciała i duszy.
Album przez cały czas trwania żyje swoją muzyką, utrzymuje jednostajne dobre tempo i poziom. Aż do jednego przełomowego dla końcowej oceny momentu. Mam tu na myśli absolutnie fantastyczny „Warhammer”. To tutaj ujawniło się prawdziwe oblicze Züül. Kapitalny bojowy utwór, niosący przesłanie stali z każdym odegranym dźwiękiem. Naturalną konsekwencją takiego rodzynka jest pytanie: dlaczego nie ma takich momentów więcej? Zespół potrafi tak grać i czuje się w takich klimatach doskonale. Szkoda, wielka szkoda bo odbiór płyty byłby zdecydowanie lepszy.
Züül zaoferował odgrzany na nowej patelni kotlet ale zrobił to zgrabnie, bez sztampy i napinki. Idąc za tropem postawionej na wstępie tezy, mogę spróbować polecić ten album obu stronom. Jestem pewny, że którejś z nich przypadnie do gustu.
Mnie, skłaniającemu się ku obozowi „konserwatystów NWOBHM”, album kupił.
Na osobne potraktowanie zasługuje budowa linii wokalnych. Imć Baron Batteau bardzo dobrze realizuje tutaj swoje możliwości głosowe. Nie skrzeczy, nie piszczy nie jest też „klasycznym” głosem dla NWOBHM. Mam nieodparte wrażenie, że jego maniera lewituje gdzieś w okolicach „krzykaczy” klasyków...punk rocka. Nie zmienia to globalnego faktu, że jest on tu dopasowany i co ważne, nie męczy ciała i duszy.
Album przez cały czas trwania żyje swoją muzyką, utrzymuje jednostajne dobre tempo i poziom. Aż do jednego przełomowego dla końcowej oceny momentu. Mam tu na myśli absolutnie fantastyczny „Warhammer”. To tutaj ujawniło się prawdziwe oblicze Züül. Kapitalny bojowy utwór, niosący przesłanie stali z każdym odegranym dźwiękiem. Naturalną konsekwencją takiego rodzynka jest pytanie: dlaczego nie ma takich momentów więcej? Zespół potrafi tak grać i czuje się w takich klimatach doskonale. Szkoda, wielka szkoda bo odbiór płyty byłby zdecydowanie lepszy.
Züül zaoferował odgrzany na nowej patelni kotlet ale zrobił to zgrabnie, bez sztampy i napinki. Idąc za tropem postawionej na wstępie tezy, mogę spróbować polecić ten album obu stronom. Jestem pewny, że którejś z nich przypadnie do gustu.
Mnie, skłaniającemu się ku obozowi „konserwatystów NWOBHM”, album kupił.
Ocena: 7,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz