piątek, 30 września 2011

Iron Maiden - The X Factor (1995)

Blaze Era, epizod I

Data wydania: 2.10.1995
Gatunek: Heavy Metal
Kraj: Wielka Brytania

Tracklista:
1. Sign of the Cross - 11:17
2. Lord of the Flies - 5:04
3. Man on the Edge - 4:14
4. Fortunes of War - 7:23
5. Look for the Truth - 5:11
6. The Aftermath - 6:20
7. Judgement of Heaven - 5:13
8. Blood on the World's Hands - 5:58
9. The Edge of Darkness - 6:39
10. 2 A.M. - 5:38
11. The Unbeliever - 8:10

Skład:
Blaze Bayley - wokal
Dave Murray - gitara
Janick Gers - gitara
Steve Harris - bas
Nicko McBrain - perkusja

Autor recenzji: Frodli

Lata ’90 nie były łatwe dla Żelaznej Dziewicy, jak i całego heavy metalu. Odejście dwóch czołowych muzyków (Adriana i Bruce’a), spadek formy kompozytorskiej i konkurencja w postaci młodszych zespołów przełożyły się na popyt na nowe krążki zespołu.

Niesprzyjające okoliczności czasem przyczyniają się do oryginalnych rozwiązań i tak stało się w tym przypadku. Dziesiąta płyta Iron Maiden nie przypomina niczego, co zespół nagrał wcześniej, ani później. Rzecz jasna znów dominującą rolę odegrał Steve, który przyłożył rękę do wszystkich kompozycji poza „Man on the Edge” (który być może z tej przyczyny zupełnie nie pasuje do albumu). Odejście legendarnego frontmana nie wpłynęło deprymująco na Janicka, który został przez niego wprowadzony do zespołu, ba! Gitarzysta udziela się kompozycyjnie aż w siedmiu utworach, zaś przyjęty na miejsce Bruce’a Blaze w pięciu. Może to tłumaczyć odmienność płyty, skoro znaczący udział w jej powstaniu mieli muzycy praktycznie nowi w zespole.

Nietypowo jak na Iron Maiden tracklistę otwiera epickie „Sign of the Cross”, które zamiast porwać słuchacza do chóralnego śpiewu i szału na koncertach oferuje potężną dawkę zadumy, ale też grę na najwyższym poziomie. Blaze świetnie wkomponował się w nowy styl zespołu. Dla odmiany „Lord of the Flies” jest szybsze, bardziej przebojowe z charakterystycznym, zapadającym w pamięć “oh-oh-oh-oh”. Wspomniane wyżej „Man on the Edge” nie pasuje do albumu, za dużo w nim energii, co może brzmieć paradoksalnie w odniesieniu do Dziewicy. Kolejne utwory można określić jako spójną całość stanowiącą właściwą część albumu. Kompozycje charakteryzują spokojne, grane zazwyczaj na basie intra trwające nieraz minutę oraz cody brzmiące nierzadko jak wstęp. Blaze sprawnie operuje głosem, czasem buduje napięcie śpiewając coraz głośniej (jak np. w „Look for the Truth”). Dave i Janick wiosłują niestrudzenie w klimatach ponurych riffów, melodyjnych unison i lepszych bądź gorszych solówek. Na owacje zasługuje zwłaszcza ich praca w „The Edge Of Darkness” (zastanawiająca zbieżność inspiracji z „Heart of Darkness” Grave Digger wydanym pół roku wcześniej). Można też pochwalić potężne kompozycje „Look for the Truth” i „Blood on the World’s Hands” oraz swoiście chwytliwe „Judgement of Heaven”. „The Aftermath”, „2 A.M.” i „The Unbeliever” wpisują się w konwencję albumu, ale nie wybijają się ponad resztę.

Zespół pokazał charakter i wydał krążek dostosowany do możliwości Blaze’a, można wręcz powiedzieć, że to płyta skomponowana „pod niego”. Iron Maiden pokazało, że może obyć się bez Bruce’a. Jedyne, co można zarzucić całościowo bardzo dobrej, ale melancholijnej płycie, to wepchnięte trochę „na siłę” dwa szybsze, typowo singlowe kawałki.

Ocena: 8.5/10

3 komentarze:

  1. Ja w przypadku "The X-Factor" daję 10/10. Początkowo byłem trochę rozczarowany, bo to zupełnie inny album, po prostu nie do tego przyzwyczaiło mnie Iron Maiden. Już pomijam zmianę wokalisty (Blaze wręcz idealnie pasuje do ciężkiego, dusznego klimatu, który został stworzony na tym wydawnictwie), ale sama muzyka stała się jakaś przygnębiająca, cięższa niż zwykle, kawałki ciągnęły się w nieskończoność. A jednak jest to zarazem urok tego materiału - niesamowity klimat, świetne utwory (jak dla mnie nie ma tutaj słabych momentów), po prostu wszystko na swoim miejscu - a jednocześnie świeżość, której mi brakowało na "Fear Of The Dark".

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza dyszka dla tego albumu, jaki w życiu widzę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przechwalacie ten album:) on jest wart tylko 5/10 góra;)

    OdpowiedzUsuń