piątek, 3 grudnia 2010

Sodom - Obsessed By Cruelty (1986)


Sodom - Obsessed By Cruelty

Rok wydania: 1986
Gatunek: Thrash Metal
Kraj: Niemcy

Tracklista:
1. Intro 01:53
2. Deathlike Silence 05:06
3. Brandish the Sceptre 02:56
4. Proselytism Real 03:31
5. Equinox 03:32
6. Volcanic Slut 03:21
7. Obsessed by Cruelty 05:47
8. Fall of Majesty Town 04:01
9. Nuctemeron 03:00
10. Pretenders to the Throne 02:39
11. Witchammer 02:02

Skład:
Destructor - gitara
Witchhunter - perkusja
Tom Angelripper - bas, wokal

Autor recenzji: MD


Panowie z Niemiec na tym, ale również i na poprzednim wydawnictwie poszukiwali swojego stylu. Z tą różnicą, że jest to jednak już coś więcej niż zawierająca kilka utworów EPka ("In The Sign Of Evil"), ponieważ mamy do czynienia z LP. LP jeszcze niezbyt dojrzałym, ale sądzę, że pomocnym zespołowi. Pomocnym oczywiście w poszukiwaniach swojej własnej charakterystyki, swojego stylu. Myślę, że później, już po wydaniu tej płyty i pewnym ochłonięciu kolesie z Sodom spojrzeli na tę rzecz już zupełnie inaczej niż wtedy, gdy ją nagrywali. Pewnie nie pomylę się bardzo, jeśli przedstawię przypuszczenie, że mogli uznać to za formę eksperymentu. Bo przecież na następnym albumie już zagrali zupełnie inaczej. Ale skupię się na "Obsessed by Cruelty".



Album wyszedł na światło dzienne w roku 1986, czyli wtedy, kiedy Thrash Metal znajduje się w punkcie kulminacyjnym. W Stanach w tym roku aż kipiało i huczało od Thrashu, o czym oczywiście wiadomo i nie warto się teraz szerzej rozpisywać. Na tym albumie mamy natomiast zetknięcie się kilku różnych światów, ale jakby odległych od thrashu. Panuje tu klimat heavy/black metalowy zdecydowanie przywodzący na myśl Venom. Mamy też sporo wstawek klimatycznych rodem z pierwotnego Black Metalu, kilka naprawdę dziwnych fragmentów w złowrogich intrach. Oprócz tego rzuciła mi się na uszy pewna inspiracja bardzo wczesnymi dokonaniami Iron Maiden, szczególnie jeśli chodzi o riffy nieco jeszcze punkowe, ale też o mocnym, metalowym wydźwięku. Do tego brzmieniowo garaż pełną gębą, ale czasami można się zastanawiać, czy sceneria wybrana przez zespół do nagrania płyty nie jest przypadkiem którymś z norweskich lasów. Nachalne skojarzenia z mroźną północą i niechlujnością tamtejszych, również raczkujących hord będą dość częste. No i zderzenie się tych dwóch światów ma jakiś swój urok, ale w przypadku takiego zespołu jak Sodom nie do końca się sprawdziło. Co ciekawe, słychać po tych facetach, że mają niezłe umiejętności. Ale umiejętności w graniu na instrumentach to jeszcze nie wszystko. Niestety, na "Obsessed by Cruelty" toporność zarówno kompozycyjna, jak i wykonawcza jest wręcz irytująca. Co z tego, że Witchhunter swoimi przejściami na bębnach wywija wiele ciekawych rzeczy, skoro jego koledzy z zespołu psują całą zabawę monotonią gitar. Gitar, które przez cały czas trwania płyty nie mają niestety zbyt wiele do powiedzenia, a jeśli już nadarza się okazja do jakiegoś błysku, wtedy wszystko zaprzepaszcza bezmyślne naparzanie perkusisty. Można więc odnieść wrażenie, że obie sekcje przeszkadzają sobie nawzajem. Brak zgrania zespołu niestety nie jest jego najlepszą kartą. Całe szczęście, że oprócz monotonii i toporności da się podczas słuchania płyty uświadczyć kilku przyjemnych dla ucha fragmentów. Jednak co z tego, skoro zaraz jest to zaprzepaszczone przez jakieś zgrzyty kolektywu. Prostota, agresja i wulgarność miały być mniej skomplikowaną formą amerykańskiego, siłowego grania, a w zamian za to miał to być wyraz wściekłości, ognia i zła. Może i tego ostatniego elementu jest tu pod dostatkiem, ale bez jakichś bardziej atrakcyjnych dodatków nie jest on w stanie dobrze spełnić swojej roli.

To, czego zabrakło albumowi to spójność, moc i charakter. Zalążek pomysłowości jakiś tu jest, ale wyraźnie zaprzepaszczony, niewykorzystany. Niestety to się czuje i dlatego ta płyta traci. To, czego nie można zespołowi odmówić, to warsztat muzyczny, jednak eksponowany w taki sposób, że wydaje się dwa razy słabszy od tego, jaki w rzeczywistości jest, a jest naprawdę niezły i to na wczesnym etapie rozwoju zespołu.

No cóż, "Obsessed by Cruelty" to płyta, która na pewno mnie nie zadowala i szczerze mówiąc Sodom miał troszkę szczęścia, że pomimo tego, iż pierwszy album nie jest zbyt udany, to jednak poszli dalszą drogą. Poszli i opłaciło im się stokrotnie. Nie jestem zbyt zadowolony słuchając tego albumu, jednak nie chcę go oceniać zbyt surowo. Sodom niedaleko przed formą ale nieco jeszcze zagubiony i to na starcie.

2 komentarze:

  1. Cóż... Jeśli chodzi o wczesny Sodom, to wracam do tego materiału zdecydowanie najrzadziej. Pierwsza EPka kapeli, z takimi klasykami jak Witching Metal, Blasphemer, czy Outbreak Of Evil bije ten LP na głowę, już nie mówiąc o kolejnych dziełach kapeli... Mimo wszystko jest to album kultowy i ważny, szczególnie dla sceny black metalowej... Niekoniecznie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie ta toporność i prostota to atut tej płyty. Zdecydowanie Obsessed i epka In the Sign of Evil to najlepszy Sodom

    OdpowiedzUsuń